Nie, to zupełnie nie o mnie... A może jednak? Czyli "Ruchome schody. Rozwój przez regres" o. Wojciech Jędrzejewski OP


Sama nigdy nie sięgnęłabym po tę książkę. Tytuł „Ruchome schody. Rozwój przez regres” brzmiał jak coś, co zupełnie nie dotyczy mnie. Dopóki nie usłyszałam słów zachęty z ust zaufanego kapłana. Podobnie zresztą o. Wojciech Jędrzejewski OP tu opowiada, przez całą treść książki opierając się na konkretnych przykładach z Pisma Świętego:

„Do takiego stanu doprowadzili się Izraelici, mimo, że nieustannie Bóg posyłał do nich proroków. I (…) nie byli przypadkowi (…). To byli prorocy żarliwi, gorącego serca. Oni doskonale wiedzieli, co się święci. Problem był w tym, że lud ich nie widział – nie słyszał ich słów”.

Ale do rzeczy!

Od długiego czasu zmagałam się z trudną decyzją, a trwając w formacji miałam przekonanie, że nie mogę podjąć jej sama, bez żadnej konsultacji. Potrzebowałam rady osoby mądrzejszej i bardziej uformowanej w wierze ode mnie. W sytuacjach, gdy mam do podjęcia trudne decyzje, gdy wydaje mi się, że wiem, czego Bóg ode mnie chce, konsultuję się tak decyzyjnie tylko z Mężem i moją grupką formacyjną z naszą liderką na czele. Już nie raz przekonałam się, że moje emocjonalne podejście do pewnych spraw, wywiodłoby mnie na manowce. Postanowiłam porozmawiać liderką naszej wspólnoty, która poradziła rozmowę z zaufanym kapłanem. 

W naszej wspólnocie mamy dwóch kapłanów, którzy są dobrymi kierownikami duchowymi, pedagogami, mają pojęcie o psychologii, formują się, a nawet, mimo że pewnie gdzieś z rocznika mojego taty, wciąż studiują. I właśnie te studia tutaj stały się tu decydujące. 

Tym razem też konsultacja z zaufanym kapłanem była dla mnie priorytetem.

Gdy podzieliłam się swoimi rozterkami, powiedział mi: „To jest temat, którym się właśnie zajmuję. Piszę pracę na ten temat”. I powiedział mi o dezintegracji pozytywnej. Zanim porzucisz czytanie tego tekstu na dźwięk jakiegoś pojęcia psychologicznego, musisz wiedzieć, że to kierunek, z którym łączy się rozważania św. Jan od Krzyża w „Nocy ciemnej”. To zresztą usłyszałam od razu od mojego kapłana: „Słuchaj, taki karmelita jakiś czas temu napisał książkę 'Noc ducha i dezintegracja pozytywna'. Już 400 lat temu św. Jan od Krzyża o tym pisał, zanim to pojęcie zostało tak zdefiniowane”.

Dezintegracja pozytywna? Czy to sobie nie zaprzecza? Jak coś, co jest pozbawione integracji (rozbicie, rozpad jakiejś struktury, osłabienie) może być pozytywne? Przecież słowo dezintegracja samo w sobie wprowadza pewien niepokój. Dodane słowo „pozytywna” brzmi jednak jak zapowiedź czegoś dobrego. 

Co o dezintegracji pozytywnej powie Encyklopedia PWN?

Dezintegracja pozytywna to proces rozpadu aktualnych struktur psychicznych jednostki, warunkujący i umożliwiający przejście z niższego (integracja pierwotna) na wyższy poziom (integracja wtórna) funkcjonowania psychicznego; złożony proces wewnętrznej przemiany, charakteryzujący się stanami wzmożonego napięcia psychicznego, prowadzący — poprzez wewnętrzne konflikty, kryzysy i załamania — do zasadniczych przeobrażeń w świadomości człowieka i jego stosunku do otoczenia; teorię dezintegracji pozytywnej opracował K. Dąbrowski”

W skrócie, usłyszałam od mojego kapłana: „Czasem czujesz, że zabrniesz do miejsca, w którym nie możesz dłużej być. Wtedy trzeba zrobić krok w tył, żeby zrobić trzy kroki do przodu”, i poza tym, że wiąże się to z treścią rozważań św. Jana od Krzyża, to powiedział też: „Jest taka książka. 'Ruchome schody', o. Wojciecha Jędrzejewskiego, przeczytaj sobie”. Oczywiście nie skończyło się na tym, ale poza konkretnymi słowami, radą opartą na doświadczeniu, co robić, a w jakim kierunku absolutnie nie iść, dał mi też konkretne narzędzie. I oczywiście zapewnienie o modlitwie.

Książkę zamówiłam i czekałam, aż będę mogła ją odebrać w Polsce, tymczasem posłuchałam sobie najpierw trochę o niej, później o samej dezintegracji pozytywnej. I choć już rzeczywiście już wiedziałam, że temat rzeczywiście dotyczy mnie, to lektura „Ruchomych schodów” o. Wojciecha Jędrzejewskiego naprawdę mną wstrząsnęła.

Powiedziałam Mężowi: „Spojrzę sobie tylko do tej książki”. I tak tego samego dnia wieczorem była już przeczytana i pracowała mocno w mojej głowie.


Ta dezintegracja, czyli jak powiedział mi kapłan, wydawałoby się „krok w tył”, punkt, w jakim czułam, że „się znalazłam” (tak, tak, „się znalazłam”), a jaki zamierzałam potwierdzić decyzją, nazywa o. Jędrzejewski regresem. Opis samej książki już mnie zachęcił:

„Historie przywołane w książce Ruchome schody są dowodem na to, że można przeżyć regres w sposób twórczy! Książka daje nadzieję, by życie odzyskało smak, sens i głębię. To też potwierdzenie tego, że Bóg walczy o każdego człowieka!”

„Ruchome schody” to metafora sytuacji, w której może Ci się wydawać, że idziesz do przodu, a tak naprawdę cofasz się – to tak, jakbyś znajdował się na ruchomych schodach, które bezlitośnie ściągają Cię w dół!

Myślisz, że jesteś w porządku? Żyjesz przyzwoicie, robisz dobre uczynki… A jednak Twoje życie może zabrnąć w ślepą uliczkę. Gdy znajdziesz się w miejscu życiowej „cofki” i odkryjesz, że jesteś znów na wcześniejszym etapie w rozwoju… Nie martw się!

Wtedy właśnie przychodzi ten moment, kiedy Bóg mówi “Dosyć. Teraz o Ciebie zawalczę!”. I to jest najlepszy czas, by postawić sobie pytanie, czego właściwie chcesz i… czy w ogóle chcesz. A potem wszystko jeszcze raz na nowo przemyśleć”

I to właśnie ten moment, w którym trwałam na swoją zgubę, a lektura tej książki była mi konieczna, żeby wszystko sobie poukładać.

Wielką wartością jest dla mnie, że każdy kolejny przypadek, każda historia, którą przytacza o. Wojciech Jędrzejewski OP, oparte są na Piśmie Świętym i rozłożone wręcz na czynniki pierwsze. Nie od dziś wiemy, że Słowo Boże jest żywe, a na historie biblijne nie możemy patrzeć jak na archaiczne wydarzenia nie mające odniesienia do tego co tu i teraz. Potrzebujemy pomocy działania Ducha Świętego i komentarzy, aby zrozumieć, że postawy i mechanizmy ludzi sprzed tysięcy lat, to postawy i mechanizmy moje dziś, tu i teraz. Nie „tamtej koleżanki”, nie kogoś innego. Moje.

O. Wojciech Jędrzejewski OP zaczyna książkę od pokazania, czym dla niego były słowa Jezusa „Chodź za Mną”. Dziś znamy go, jako kaznodzieję, publicystę, rekolekcjonistę, wielu poznało go jako katechetę, duszpasterza młodzieży i studentów, i wiele innych.

Wszystko jednak zaczęło się od wezwania „Chodź za Mną”, a zdawał sobie sprawę, że te słowa wiążą się z „konkretną zmianą albo nawet szeregiem zmian”. Jak pisze, chciał tej zmiany. To, co najważniejsze z historii o. Wojciecha, to ten moment, gdy uświadomił sobie, że Bóg jest całkowicie inny, niż wcześniej sądził.

Wiemy, że nawracanie się i odpowiadanie na słowa Jezusa „Chodź za mną” nie są sytuacją jednorazową. Niejednokrotnie żeby pójść na przód w swoim życiu, w relacji z Bogiem przede wszystkim potrzebujemy zmienić fałszywy obraz Boga, jaki mamy w swoim życiu. To nie jest proste. My nie wiemy o tym, że mamy w sobie ten fałszywy obraz, że nasze postępowanie wykrzywia się, że zaczynamy się „cofać”. Bohaterowie książki „Ruchome schody. Rozwój przez regres” są tego najlepszym przykładem.


Skoro św. Piotr, św. Paweł, Jonasz tego doświadczyli, to czemu miałoby to ominąć mnie?


„Najdłużej dojrzewamy do gotowości, by samemu się zmienić. 
Jest to obszar najtrudniejszy – niekończąca się historia”
o. Wojciech Jędrzejewski OP, „Ruchome schody. Rozwój przez regres”

Dlatego tak ważne jest, aby mieć wokół siebie ludzi, w relacji z którymi będziemy mogli konfrontować własne myślenie.

„Wszyscy, niezależnie od tego, gdzie jesteśmy i jak daleko zaszliśmy z Bogiem, oscylujemy pomiędzy dwoma pojęciami: rozwojem i niedorozwojem. Z jednej strony wielu z nas stara się o własny rozwój, także duchowy, a z drugiej co jakiś czas przywraca nas do pionu czyjaś opinia lub własne odkrycie, że wciąż ten proces nie jest zakończony, a my w jakiejś sferze naszej duchowości jesteśmy mocno niedorozwinięci”.

Kiedyś ks. Pawlukiewicz mówił o tym, jak czasem mądre wydają nam się nasze własne teorie, przekonania, gdy formujemy je w naszej głowie, a jak bezsensownie wybrzmią, gdy postanawiamy je wygłosić przed grupą innych osób. Łatwo jest samych siebie utwierdzać w swoim własnym myśleniu. Czasem wypowiedziane nie brzmi to już tak mądrze. Mówił też, że niebezpieczne jest, gdy w bliskiej, kilkuletniej przyjaźni nigdy nie usłyszysz, że coś robisz nie tak. Bo to po prostu niemożliwe. Znasz kogoś od dłuższego czasu, wiecie wiele o sobie, ale nigdy nie powie Ci: „Słuchaj, naprawdę nieciekawie potraktowałeś tamtego człowieka”, „Myślę, że błądzisz”, „Nie rozumiem, czemu się tak zachowałeś?”. To niebezpieczne, gdy wszystko co robimy jest uznane za wystarczająco dobre, bo nie mamy bodźców, aby stawać się lepszymi ludźmi w zamyśle Bożym, zbliżać się do Jezusa. A nikt nie jest na ziemi tak idealny, aby nie popełniać błędów.

„Na naszej drodze ani na chwilę nie wolno nam stracić czujności. Bo można bardzo mądrze kształtować relację z Bogiem, coraz lepiej Go poznawać, być na Niego otwartym, lecz wystarczy chwila nieuwagi, pofolgowanie słabości, zamknięcie się w swoim własnym widzeniu rzeczywistości, a można wpuścić do swojego życia – albo do jakiegoś jego obszaru – dziadostwo, istnego babola, jakieś nieprzereflektowane myślenie i… człowiek zaczyna się cofać, choć czasem może mu się wydawać, że idzie do przodu. Niestety, wszystko zaczyna się psuć: myślenie o Bogu, relacja z Nim, relacje z ludźmi… To trochę tak, jakbyś chciał iść w górę, ale był na ruchomych schodach, które jadą w dół. (…) Momenty utraty czujności skutkujące zmianą na gorsze to nic innego jak doświadczenie regresu

I dlatego właśnie sięgnęłam po tę książkę. Coś szło nie tak. Najpierw się zbuntowałam. Choć przeczuwałam, jaka jest  prawda, to trochę zaczęłam obwiniać innych. „Wina” nigdy nie leży tylko po jednej stronie. Nawet jeśli ktoś mnie skrzywdził, miałam wiele sygnałów, aby się na to nie zgadzać. Popełniłam wiele błędnych wyborów. Wpadłam w regres. Zaczęłam czuć, że napierając do przodu cofam się, coś się zmienia na gorsze. Że podejmuję złe decyzje, na różnych polach. 

Weszłam w regres. Czułam, że jeśli JA czegoś nie zmienię, to nie tylko będę powtarzała błędne mechanizmy, ale dalej będę jechać tymi schodami w dół. Ile dasz radę iść pod górę schodami, które jadą w dół? Tak, można źle trafić, podjąć złe decyzje, pozwolić się zranić, raz, drugi trzeci, ale to wszystko wpływa na Twoją relację z Jezusem, codzienne samopoczucie i wypełnianie powołania, które dał Ci Bóg. Ile można nic z tym nie robić? To był moment, gdy wiedziałam, że mogę zdać się tylko na Niego.

„Te momenty są trudne, ale mają w sobie potencjał rozwoju. Rozwój przez regres? – ktoś zapyta – To możliwe? Owszem, możliwe. Niekoniecznie po ludzku, ale z perspektywy Boga, który walczy o każdego człowieka, jak najbardziej”.



CZY REGRES TO TO SAMO, CO KRYZYS?

Nie. Jak pisze o. Wojciech, „Kryzys nie jest tożsamy z regresem, ale może stać się jego początkiem w zależności od tego, co z nim zrobimy i jak zareagujemy. (…) kryzysy mają to do siebie, że czasem mogą się same rozwiązać – wystarczy tylko dać sobie trochę czasu. Z regresem tak łatwo nie jest. Pamiętaj, że jesteś jakby na ruchomych schodach – jeśli tkwisz w regresie, to nie łudź się, że to ‘samo przejdzie’”

Ja to widzę tak, że może zdarzyć się w naszym życiu jakaś sytuacja kryzysowa, ale wtedy od naszej dojrzałości, obrazu Boga, jaki mamy, stanu naszej wiary, zależy jak z tym kryzysem sobie poradzimy. Jeśli nie wybierzemy dobrych środków, nie staniemy w prawdzie, wejdziemy w regres.

„Regres realnie skłania człowieka do podjęcia ważnych życiowych decyzji”

Może zaciekawi Cię to, jak on realnie działa?

„Stopniowo cię pożera, pochłania od środka, a ty początkowo nie zauważasz tego albo nie chcesz tego zauważać – lekceważysz, pomniejszasz znaczenie tego, co się dzieje, stajesz się coraz bardziej hardy”

No i właśnie ta hardość to zgubny element, który wydłuża naszą drogę do stanięcia w prawdzie. Będąc hardym, reagując atakiem na napomnienia, szukając winy we wszystkich, tylko nie w sobie samym, przychodzi taki moment [oby!], gdy zderzysz się ze ścianą i musisz nareszcie usłyszeć: „Zmieniłeś się! Znalazłeś się dokładnie tam, gdzie byłeś kilka lat temu. Co się z tobą dzieje?!”

I oczywiście chwała Panu za kapłanów, których mamy. Dzięki nim łatwiej uświadomić sobie i usłyszeć te słowa. Drugą jednak sprawą jest, aby w rozmowie z kapłanem odsłonić rzeczywistą prawdę o swoich ułomnościach. Dopiero wtedy zyska on bardziej realny wgląd w sytuację i może nam pomóc wychodzić z regresu. 

„Tu nie wystarczy lekka korekta lotu. Dla człowieka, w którego życiu i tożsamości nastąpiło tąpnięcie, wyjściem jest tylko prawdziwe nawrócenie – głębokie i radykalne”

Bóg od początku posyłał swoich proroków, którzy upominali tych, którzy odchodzili od Boga i wpadali w regres. Pamiętasz historię narodu wybranego? Historię Jonasza, św. Piotra, św. Pawła? To są historie, które „będą dowodem na to, że można w sposób twórczy przeżyć regres”.

Nie będę przybliżać tych wszystkich historii, bo naprawdę chciałabym, żebyś sięgnął po tę książkę. Delikatnie tylko napomknę!

Zobacz, naród wybrany, który został niewiarygodnie przez Boga wyróżniony, obdarzony zaufaniem. Zaczyna się staczać i stawać się coraz gorszy. Gorszy, niż pogańskie narody. Mówią to prorocy, których posyła do nich Bóg. Jak Izraelici postępują z prorokami, którzy ich upominają? Zabijają, uciszają. I żyją dalej po swojemu. Może przypomina Ci to jakieś momenty z Twojego życia, gdy zostałeś upomniany i zareagowałeś atakiem? Ja wiele z tego biorę dla siebie.

„Pierwszą praktyczną radą, jeśli chodzi o regres, jest podjęcie codziennej modlitwy: Panie, pozwól mi rozpoznać proroków, których do mnie posyłasz”, a przypomnij sobie, że prorocy przychodzili wtedy, gdy na włosku wisiała sprawa zbawienia, czy to Izraelitów, czy mieszkańców Niniwy, jak w historii Jonasza.

„Prorokiem dla ciebie może być ktoś przypadkowy, kto ci opowie swoją historię. I nagle poczujesz, że cos w tobie drga, coś wibruje… I będziesz miał ochotę go uciszyć…”

Jakie miał konsekwencje regres, w który weszli Izraelici?


„(…) gdy Izraelici są kompletnie zdruzgotani tym, co ich spotkało, kiedy siedzą i płaczą nad rzekami Babilonu, Bóg przez usta proroków zaczyna im uświadamiać, kim są i jaka jest ich tożsamość. I nagle coś zaczyna się w nich budzić. Zaczynają na nowo redagować księgi biblijne, pojawia się silny ruch intelektualny – ludzie szukają swojej religijnej tożsamości, zadają na nowo pytania o grzech, o Boże miłosierdzie, o istotę relacji z Bogiem”.

Chciałabym bardzo opowiedzieć Ci o spojrzeniu na Piotra i na to, jak Pan do niego przyszedł, aby go odbudować w tym regresie, w który wszedł, ale po prostu przeczytaj tę książkę. Chciałabym bardzo opowiedzieć Ci historię Jonasza, tego zatwardziałego „wierzącego, praktykującego” Hebrajczyka, który tak bliski Bogu w jednej sprawie zrobił zupełny krok w tył! Oceniał innych swoim surowym okiem, wyłączył jeden ważny aspekt swojego życia, nie przyjął w tej jednej sprawie prawdy o Bożym miłosierdziu, nie zauważył, że jego poglądy „stoją zupełnie w poprzek Bożej wizji i Bożej mądrości” ale… po prostu przeczytaj tę książkę! A św. Paweł? To jeden wielki przykład tego, jak możesz wejść w regres, zdefiniować sobie religię tak, że doprowadzi to do poważnego tąpnięcia w relacji z Bogiem. Ale lepiej po prostu przeczytaj tę książkę.

„Słusznie się upierasz?” – pyta Bóg Jonasza

To książka o tym, że regres może być okazją do rozwoju. O tym, że szemranie, gdy zauważone,  może się stać początkiem realnych zmian. To książka o tym, że Bóg o Ciebie walczy, nawet gdy Ty w obliczu Jego Słowa chcesz wsiąść na statek, który płynie w zupełnie inną stronę. O stawaniu w prawdzie. O Prawdzie, która ma Imię.

„Kiedy w twoim życiu dochodzi do tąpnięcia, przypominasz rozwalone miasto. Nie masz murów, nie masz tożsamości, patrzysz na siebie jak na kompletną ruinę. Ale Bóg patrzy na ciebie inaczej: Ja cię stworzyłem. Ten projekt nosi tytuł: Mój ukochany lud, Mój Kościół. Jesteś cały czas wyryty na Moich dłoniach. Jesteś niewymazywalny z mojej pamięci. Ja wiem, jak cię stworzyłem, i wiem, po co cię stworzyłem. (…) To, co teraz się z tobą dzieje, co ty uważasz za totalną porażkę i przekreślenie – stanie się punktem wyjścia do odbudowy ciebie”

I dopowie jeszcze z księgi proroka Ezechiela:

I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, 
odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała.
Ez 36, 26

I nie mogłabym Ci tego wszystkiego napisać, gdybym nie była świeżo po spowiedzi generalnej z całego mojego życia.



Dam Ci serce nowe.

Ez 36, 26


Czy jesteś na to gotowy?


Bądź mu wierny, a On zajmie się tobą,

Prostuj swe drogi i Jemu zaufaj!

Syr 2, 6


Nagranie o dezintegracji pozytywnej, którego słuchałam: Teoria dezintegracji pozytywnej K. Dąbrowskiego

Komentarze

instagram