Bóg uzdrawia, czyli "Herbaciane róże" Beaty Agopsowicz



Gdy Wydawnictwo ESPE zwróciło się do mnie z propozycją przedpremierowego zrecenzowania książki pani Beaty Agopsowicz „Herbaciane róże” pomyślałam, że właśnie tego teraz mi potrzeba. Opowieści z Wiary i róż. Ostatnio skupiona byłam raczej na książkach o tematyce psychologicznej, trudnych historiach z dzieciństwa, mechanizmach, które pokazują prawdę o sobie samym. Pomyślałam więc „Czemu nie?”, miła odmiana. Powieść, pewnie o miłości, sielskość, a przede wszystkim motyw wiary... To pierwsza książka pani Beaty, po którą miałam sięgnąć.

Takiej historii się nie spodziewałam.

Na początku pomyślałam sobie - niepozorna historia osadzona w miasteczku na Górnym Śląsku, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich. Trochę historii, geografii. Zaczynają się wakacje, jest nastolatka posiadająca perspektywę spędzenia lata z rodzicami, pod kloszem, bo jak inaczej, skoro od lat wszystko wygląda tak samo?

„Czasem czuła się jak ptak w klatce, który przez to swoje zamknięcie oduczył się już latać”.

Przyznam, że autorka mistrzowsko wprowadziła mnie w poczucie, że w tej książce nie spotkają mnie żadne nieoczekiwane emocje, burze, armagedon i przyspieszone bicie serca. Z pewnością przede mną sielska historia nastolatków, wakacyjna miłość, itp...

Już niedługo przekonałam się, że tytułowe herbaciane róże wcale nie związane są z nastolatkami, których na pierwszych stronach powieści przedstawiła mi autorka. Poznaję Katarzynę i Krzysztofa, których  łączy trzydzieści lat małżeństwa, nastoletnia córka Pola i Radlin. I tu zaczyna okazywać się, że wcale nie odeszłam daleko od studiowanych jeszcze przed chwilą pozycji poruszających tematykę rodzinną, która tak mnie ciekawi.

Zdarza Ci się czasem zastanawiać, czy gdyby cofnąć czas i podjąć inne decyzje, Twoje życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej? Takie pytania zadaje sobie Katarzyna... Widzimy zagubioną kobietę, która zamroziła swoje uczucia i nie ma odwagi żyć swoim życiem, mając przekonanie, że wszystko już za nią.

Spontaniczny wakacyjny wyjazd Poli do Krakowa to czas, gdy młoda dziewczyna zaczyna widzieć swoje życie z zupełnie innej perspektywy. Doświadczenia, które ją spotykają są czymś zupełnie nowym, dotąd nieznanym.

„Poczuła, że wreszcie naprawdę się relaksuje. Wszystkie te sprawy, którymi żyła na co dzień, odpłynęły gdzieś daleko. To wszystko, co tak bardzo przeżywała na co dzień – poczucie zamknięcia w klatce, brak wolności, odrzucenie (...) – tutaj przestawało się liczyć. Obcowanie z przyrodą rzeczywiście rozluźniało, uspokajało, relaksowało. Doświadczyła tego osobiście”

Ach jak mi bliski ten cytat, związany z okolicznościami, w jakich sięgnęłam po tę książkę!

Konsekwencje spontanicznego wyjazdu Poli odsłaniają u członków rodziny długo skrywane emocje, sprawy zakopywane pod dywan właściwie od samego początku. Brak szczerości już za chwile zacznie zbierać swoje żniwo. Następuje szereg dramatycznych zdarzeń, wywracających pozornie idealne życie rodzinne do góry nogami.

„Decyzja podjęta przed trzema dekadami i cały ciąg wyborów, których później dokonali, doprowadzają małżonków do pytań o sens ich związku i nadzieje na przyszłość, także dla ich ukochanej córki” 
z opisu Wydawcy

Bywa, że sytuacje po ludzku naprawdę trudne do uniesienia, powodują, że szukamy pomocy u Tego, który jest Wszechmocny. Tak było w przypadku Katarzyny.

„Ze stolika nocnego wzięła do ręki różaniec. Liczyła na to, że monotonia modlitwy pomoże jej zasnąć. Powierzając Matce Bożej życie i zdrowie córki, zaczęła przesuwać koralik za koralikiem”

I tak odsłoniła się przede mną poruszającą i pełna życiowej mądrości opowieść o zwyczajnej rodzinie, w której niezwykłej historii wiele osób otrzymuje „szansę”, aby odnaleźć samych siebie.

Czy zdarzyło się, że na zawiedzione nadzieje, niespełnione marzenia i bolesne zranienia udało Ci się spojrzeć właśnie jak na taką szansę? Czy Katarzyna i Krzysztof oraz ich córka Pola, a nawet Patryk, doświadczając bolesnych zranień zdecydują się na stanięcie w prawdziwe, na wdzięczność i wybaczenie doznanych krzywd?

W czasie, gdy sięgałam po tę książkę, a nie znając jeszcze jej treści, zadawałam sobie podobne pytania.

Zapraszając nas do domu Katarzyny i Krzysztofa Pani Beata Agopsowicz zachęca do refleksji nad tematami niezwykle życiowymi. Czy można uratować miłość pomimo tak trudnych doświadczeń? Czy wdzięczność i przebaczenie naprawdę są kluczem do ludzkich serc?

Słuchałam dziś kazania ks. Piotra Pawlukiewicza. Przytaczał opowieść o Blaszanym Drwalu, który raniąc się siekierą udaje się po opatrunek z blachy. Wraz z każdym kolejnym zranieniem, na które jest wystawiony, jego ciało pokrywa się kolejnymi opatrunkami-blachami, aż w końcu cały staje się... blaszany. Wydawałoby się – odporny na zranienia. Otoczony zbroją. Drwal marzy jednak o... prawdziwym sercu. Pozostaje jeszcze jedna kwestia co do takiej blaszanej zbroi. Gdy spadnie deszcz, cała rdzewieje. Zawodzi nas ta skrzętnie budowana, „bezpieczna” zbroja, która miała sprawić, że oddzielimy się od przykrych uczuć, by więcej nie pozwolić się zranić. Ksiądz Pawlukiewicz mówił o tym, jak bardzo wiele nas takich zardzewiałych potem wokół. Dokładnie jak Patryk, bohater powieści pani Beata Agopsowicz:

„Tęsknił za miłością. Marzył o tym, by ktoś w końcu spojrzał na niego, a nie na to, kim był i kogo grał. Chciał być dla kogoś ważny. Podziw, który dostrzegał w oczach dziewczyn tłumił ból zżerający go od środka, ale była to tylko chwilowa ulga. Miał nadzieję, że spotka wreszcie kobietę, która naprawdę go pokocha. (…) Musiałby się odsłonić, a tego bardzo się bał. Nie chciał też, by ktokolwiek mu współczuł i się nad nim litował. Choć znając życie, miał więcej powodów, by myśleć, że prawda nikogo nie zainteresuje”

I to właśnie na Patryka trafia Pola. Niezbadane są ścieżki Pana Boga. „Zbiegi okoliczności” sprawiają, że bohaterowie powieści wpadają w kryzys. Ale to może być zbawienny kryzys! Kto z nas dziś takiego nie potrzebuje, aby wreszcie spadły nam klapki z oczu, aby wreszcie zamiast mówić „On się musi zmienić”, powiedzieć „Ja chcę się zmienić, chcę żyć życiem, które wybrał dla mnie Bóg”?!

„W ich małżeństwie nie mogło być gorzej. Znaleźli się nad przepaścią. Albo zaczną być wobec siebie szczerzy i ułożą swoje relacje na nowo, albo oboje za chwilę zrobią ten jeden krok, który zaważy o wszystkim”

Co zrobić w takiej sytuacji? Poddać się i „szukać szczęścia” gdzie indziej, spełniać swoje niezaspokojone potrzeby stawiając siebie na pierwszym miejscu „bo tak bardzo zostałam skrzywdzona”, czy zaprzeć się samego siebie, stanąć w prawdzie i walczyć? O siebie, ale o tego prawdziwego siebie. O prawdziwą Katarzynę, prawdziwego Krzysztofa, Polę, Patryka... Gdzie oni są? Kryją się w pracy, w sprawdzanych klasówkach, za ekranem telewizora z pilotem w ręku? W strachu, lęku, w blaszanej zbroi?

Czy znajdzie się ktoś, kto im to wszystko wyjaśni? W takiej chwili zjawia się on.

„-Może mógłbym jakoś pomóc.
-Wątpię. Nie wierzę w księży.
-Ja też nie! – odparł z uśmiechem. – I tak prawdę mówiąc, nie chciałbym, 
by ktokolwiek w nas wierzył. Powiem szczerze, bałbym się, gdyby ktoś u mnie 
szukał ratunku. Zbyt duża odpowiedzialność. 
Ja wierzę w Boga. To Bóg jest wszechmocny i jeśli ktoś ma pomóc naszym sprawom, to tylko On”

Czy Bóg może cokolwiek zmienić w jej trudnej sytuacji?

„Widzisz w życiu zawsze możemy szukać przysłowiowej dziury w całym, wynajdywać to wszystko, co nam źle poszło, w czym inni nam zawinili, czym nas skrzywdzili. A możemy pójść inną drogą. Wdzięczności i przebaczenia”

Czy pójdą?

Powieść pani Beaty Agopsowicz dała mi sporo odpowiedzi, których nawet nie myślałam, że będę w niej szukać. Wzbudziła pewien bunt. Bunt do zero-jedynkowego oceniania sytuacji. Bardzo, bardzo wybrzmiał we mnie ten cytat:

„Wiem, że życie bywa skomplikowane. I to bardzo. Nigdy nie jest czarno-białe”

Ta historia, mimo że trudna, poza silnymi emocjami, przyniosła mi też pokój w sercu. Bo...

„Bóg uzdrawia. Każdy z nas nosi w sobie rany. Żyjemy wśród ludzi, a ludzie nie są idealni. Ranią nas, my ranimy innych. Dobrze, że mamy takiego Lekarza, który uczy nas przebaczać i leczy nasze serca"
 

„Niech nigdy nie zgaśnie w nas nadzieja na piękne życie”
 
Beata Agopsowicz - pedagog, logopeda, doradca życia rodzinnego, mediator sądowy; autorka powieści Cztery pory miłości, Trudne wybory miłości, Oczy Pana oraz Dajmy sobie nową szansę. Jej najlepszym przyjacielem jest mąż, z którym dzieli radości i smutki i który wspiera ją w realizowaniu marzeń. Ma trójkę cudownych dzieci. Uwielbia czytać, biegać po deszczu i patrzeć w chmury. Każdy dzień powierza swemu Stwórcy.
 
Premiera książki: 22 stycznia

Pomocne Linki:


Komentarze

instagram