Mój rok 2025 z bł. Natalią Tułasiewicz


Pewnego jesiennego wieczoru podczas spotkania formacyjnego u schyłku roku 2024 poczułam nieodpartą chęć zapisania pewnej myśli:

„Rok 2025 z bł. Natalią Tułasiewicz. Odwiedzić wszystkie najważniejsze miejsca związane z bł. Natalią. Czytać jej Zapiski, które będą drogowskazem. Niczego nie robić sama. Zapraszać do tego innych”.

Czasem mówię mojemu Mężowi, że sama obawiam się swoim pomysłów. Przychodzą nagle, najczęściej właśnie w takich momentach jak opisany wyżej – spotkanie formacyjne, rekolekcje, Msza święta. Są to silne natchnienia, które najczęściej pojawiają się „znikąd”. Czasami staram się je wyrzucić z głowy. Niektóre wracają. Tym razem byłam pewna, że myśl o Zapiskach bł. Natalii, które mają być dla mnie drogowskazami w roku 2025 nie pochodziła ode mnie. Przecież od miesięcy stały na mojej półce i do nich nie zaglądałam. Zapisałam tych kilka zdań i od tej chwili towarzyszyło mi jakieś podekscytowanie. Miałam szczere przekonanie, że to mój plan na rok 2025.

To ciekawe uczucie. W jednej chwili nie masz planu, nie masz perspektywy na to, jaki ten rok będzie, a ona nagle się pojawia i po prostu rozświetla. I po prostu wiesz, że to jest to. Zaczęłam czuć ciekawość, co z tego wyniknie. Miałam zaufanie, że Pan mnie będzie w tym prowadził.

Dziś, gdy rok 2025 dobiega końca myślę sobie o tym, jak natchnienie, za którym poszłam, zmieniło moje życie. Choć może zewnętrznie zmian nie widać, to jednak rzeczywiście tak się stało. Pewnych rzeczy do końca nie da się zauważyć w momencie, gdy się dzieją - dopiero po upływie czasu. Dlatego sama jestem ciekawa, co pokaże mi samej spisanie wydarzeń z mojego roku 2025 z bł. Natalią Tułasiewicz.

Dziękuję, że tu jesteś i zapraszam Cię do wspólnej drogi przez 12 miesięcy, w czasie których Zapiski bł. Natalii były moimi drogowskazami.


DRIEL, początek 2025 roku

„Natalia. Moja poetka życia. Urodzona w Rzeszowie, tam też przyjęła sakrament chrztu. Nauczycielka i świecki apostoł miłości.

Zgłosiła się na roboty przymusowe w Niemczech podczas okupacji hitlerowskiej. Pracowała i pełniła swój świecki apostolat w Hanowerze. Po aresztowaniu odbywała karę w więzieniu w Kolonii. Z wyrokiem śmierci przewieziona do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück. Gotowa oddać życie w zjednoczeniu z Chrystusem Ukrzyżowanym.

Zginęła w komorze gazowej w Wielki Piątek 30 III 1945 r. dzień przed wyzwoleniem obozu. Beatyfikowana w grupie 108 męczenników polskich II wojny światowej 13 czerwca 1999 r. w Warszawie przez papieża Jana Pawła II.

Nauczycielka z powołania. Zakochana w książkach, muzyce, naturze, malarstwie. Oddawała wszelkie trudności i cierpienie w całkowitą ufność Bogu. Pełna radości i ciepła w sercu, z poczuciem humoru - czasem z pewną dozą złośliwości. Zakochana w podróżach i św. Franciszku z Asyżu. Miała dar rozpoznania ludzkiego charakteru i przewidywania dla niego przyszłości.

Moja patronka.

W tym roku mija dokładnie 80 lat od chwili, gdy poszła za swoim Mistrzem na Kalwarię.

Kilka miesięcy temu przyszła do mnie myśl, którą zapisałam sobie na karteczce i spoglądałam na nią każdego dnia, aby rok 2025 był dla mnie właśnie rokiem bł. Natalii Tułasiewicz.

Jeśli moje plany okażą się zgodne z wolą Bożą, w tym szczególnym roku chcę spędzać każdy dzień ze słowami Natalii i prosić o jej prowadzenie do Jezusa oraz odwiedzić wszystkie najważniejsze dla niej miejsca.

Tak więc na mojej liście są:

• Rzeszów • Kęty • Poznań • Kraków • Mszana Dolna • Kalina Wielka • Warszawa • Laski • Hanower • Kolonia • Ravensbrück

Jeśli Bóg zechce, pobłogosławi te plany.

Od 1 stycznia codziennie sięgam po myśli Natalii, wierząc, że da mi wskazówki skierowane właśnie do mnie. Moja nauczycielka w drodze z Chrystusem. Rok 2025 rokiem bł. Natalii Tułasiewicz. Bł. Natalio, módl się za nami!”.

Na początek muszę wspomnieć, że przez cały rok towarzyszył mi pewien cytat o. Krzysztofa Pałysa OP. Słowa te usłyszałam w jednej z jego homilii lub konferencji na YouTube:

„[...] wszyscy jesteśmy „dziełem innych”. Zostaliśmy ukształtowani przez setki, przez tysiące osób, które wskazały nam kierunek, które spotkaliśmy, które nas wzbogaciły i to, co mamy, to jacy jesteśmy, to jest owocem spotkań, rozmów, przeczytanych książek, pracy, którą ktoś włożył w tę książkę, abyśmy mogli z niej skorzystać, itd.”

Te słowa mówią dużo o tym, jak rozpoczęła się moja droga z bł. Natalią Tułasiewicz.

Często poznajemy nowe osoby przez innych. Sięgamy po książki, o których przeczytaliśmy w innych książkach. Zdarza się też, że jedni święci prowadzą nas do kolejnych. I każda z tych spraw ma swoje odniesienie do mojej relacji z bł. Natalią.

Jak to wszystko się zaczęło? Musiałabym się cofnąć trochę więcej niż 12 miesięcy.

DEN BOSCH, 29 marca 2021 roku, pisałam na swoim blogu:

"(...) Nie chciałam tak zmarnować tej drogi, więc wpisałam w nawigacji "kerk" (kościół) i pierwsze co zobaczyłam to kaplica Świętej Rity w pobliżu! Jeszcze nigdy nie widziałam samodzielnej kaplicy św. Rity, a przecież jest moją patronką na Wielki Post! [...] gdy weszłam do środka… Poczułam coś tak niesamowitego! Wiedziałam, że COŚ tu się unosi w powietrzu, poczułam takiego Ducha, że w jednej chwili złapało mnie wzruszenie! Padłam na kolana przed ołtarzem św. Rity, gdzie zresztą znajdowały się tuż przed moimi oczami... Relikwie świętej! Trwało we mnie silne wzruszenie i wdzięczność. Duch tego miejsca i św. Rita wypełnili moje serce po brzegi. Odmawiałam na głos Litanię do św. Rity, tak piękną!

I na koniec przyszła mi sama na język intencja (...). Za trudne relacje, szczególnie trudne (...) te moje z kobietami za każdego kto umacnia mnie, ale i o wyleczenie ran za zadane słowem cierpienia także za pośrednictwem tego miejsca.

(...) czekam na Wasze intencje, możecie pisać tu, możecie pisać prywatnie (...).

PS. No i właśnie po to dziś pojechałam"


Gdy zobaczyłam jak wiele jest osób, które potrzebują wsparcia z Góry w swoich trudnych sprawach, zaczęłam organizować spotkania z modlitwą o wstawiennictwo patronki od spraw trudnych i beznadziejnych każdego 22. dnia miesiąca w kaplicy św. Rity w Sint-Oedenrode (Holandia). To była pewna droga, którą mi Pan Bóg wskazał akurat na tamten czas.

Ostatnio dostałam od jednej z obserwatorek pytanie „Czego św. Rita dokonała w Twoim życiu?”. I chociaż jest to temat na zupełnie oddzielne miejsce i czas, to jednak tak bardzo łączy się z obecnością bł. Natalii w moim życiu, że po prostu nie mogę nie wspomnieć o św. Ricie, która dokonała wielu przewrotów w moim życiu. Opowiem tylko o jednym, który wiąże się z tematyką tej opowieści.

SINT-OEDENRODE, 22 lipca 2021 roku


Podczas jednego ze spotkań w kapliczce św. Rity rozmawiałam z koleżanką o patronach z bierzmowania. Przyznałam, że w czasie bierzmowania nie byłam osobą żyjącą blisko z Panem Bogiem, a przystąpienie do tego Sakramentu było niestety po prostu punktem do odhaczenia. Później zapomniałam o Panu Bogu i pożegnałam się z Kościołem na wiele lat. Wybrałam na bierzmowanie imię „Natalia”, gdyż po prostu je lubiłam. Dziś nie znam jednak żadnej świętej Natalii. Koleżanka odpowiedziała „Ja mam dla Ciebie patronkę! Musisz ją poznać! Jesteście do siebie takie podobne!”. Dostałam od niej książeczkę Poprzez ziemię ukochałam niebo z fragmentami Zapisków bł. Natalii Tułasiewicz, która do dziś cieszy mnie dedykacją i zapisaną datą 22 lipca 2021 r.



Dodam tylko, że nie mogłam podejrzewać, iż miną 4 lata, nim wypełni się moja intencja, którą wtedy zanosiłam do św. Rity - uzdrowienie w relacji, przebaczenie oraz uwolnienie. Gdybym wtedy usłyszała od Pana Boga: "Twoja modlitwa zostanie wysłuchana, tylko że za 4 lata" to byłoby to dla mnie zbyt wiele! Oczywiście, że nie zdawałam sobie sprawy, że w tamtym momencie nie byłam na to gotowa. Św. Rita była dla mnie wymagającą nauczycielką w swojej cichej obecności. Wystawiała mnie na takie próby, że w pewnym momencie nawet się na nią trochę obraziłam pytając: „Czego Ty właściwie ode mnie chcesz?”. O podróżach śladami św. Rity przeczytasz więcej TUTAJ


Dziś, kiedy pozwoliłam sobie to wszystko przeżyć, jestem wdzięczna za tę drogę, którą musiałam przejść, by stanąć w prawdzie, być tu, gdzie jestem teraz, by przeżyć rok 2025 z bł. Natalią z sercem wolnym.

Pan Bóg uzdrowił moje serce do relacji poprzez wsparcie dwóch kobiecych patronek - wymagającej nauczycielki w szkole Krzyża, św. Rity oraz czułej przyjaciółki i nauczycielki na drodze do Chrystusa, bł. Natalii Tułasiewicz. Świętych kobiet, które mi towarzyszyło jest więcej, jednak dziś chcę wspomnieć o drodze z tą, która zapisała się szczególnie w moim sercu i życiu towarzysząc mi do obecnej chwili.

Warto wspomnieć, że bł. Natalia Tułasiewicz również miała swoje ukochane święte nauczycielki. 22 lipca 1942 r. pod wpływem lektury św. Teresy z Avila zapisała:

"Ludzie przeciętni chcieliby mieć od razu świętość gotową, od obdarzonych łaską żądają wprost pomnikowej równowagi, nie bacząc, że Bóg właśnie w biednej glinie rzeźbi sobie z upodobaniem, a pod Jego dłutem mistrzowskim glina na marmur tężeje".

To pocieszające – nikt z nas nie jest stracony mimo niedoskonałości. Zawsze jest coś do zrobienia, aby stawać się na wzór i podobieństwo Boga i wracać w pełne miłości ramiona Ojca. Jak w utworze „Moc w słabości”:

„Tam, gdzie mój kres sił, tam pomagasz mi
Im słabszy jestem, tym bliższy jesteś
Moją niemoc weź, uczyń przestrzenią
Twojej wszechmocy, poddaję się Tobie”.

Całości piosenki, którą naprawdę bardzo lubię posłuchasz TUTAJ

Kocham wstawiennictwo świętych i wierzę, że Pan Bóg z każdej sytuacji może wyciągnąć większe dobro, niż nam się wydaje. Moje modlitwy zostały wysłuchane, a historia zatoczyła koło – myślałam o tym, gdy 4 lata po odnalezieniu kapliczki św. Rity i modlitwie o prawdziwe kobiece przyjaźnie obudziłam się przyjęta i kochana w różanej pościeli u mojej Weroniki od Najświętszego Oblicza!

Cóż masz, czego byś nie otrzymał?
1 Kor 4,7

Tak więc zawsze będę wdzięczna, że ktoś przedstawił mi Natalię.

„Żyję w takiej dziecięcej poufałości z moim Mistrzem Chrystusem, że nic z moim życiu nie jest przypadkiem”, bł. Natalia Tułasiewicz, 25 lutego 1940 r., Kraków

Wracając do planu na 2025 rok. Plan powoli zaczynał się klarować – chciałam przede wszystkim czytać Zapiski bł. Natalii i szukać w nich drogowskazów. Ufałam Panu, że znajdę to, co mam znaleźć.

Pierwsza podróż w roku 2025 śladami bł. Natalii do Poznania nie miałaby miejsca, gdyby nie… kot. W grudniu 2024 wracając z pogrzebu mojej babci, odwiedziłam ciocię mojej przyjaciółki. Nie znałam jej wcześniej. Przyjaciółka opowiadała mi, że ciocia ma dużo kotków. Jednego z nich moja przyjaciółka sama przygarnęła dla swojej córeczki. Pomyśleliśmy więc, że moglibyśmy wziąć jednego również na towarzystwo dla naszej Dakoty. Na miejscu dowiedziałam się, że ciocia od wielu lat ratuje nie tylko zwierzęta, ale też... dzieci. Ma status rodziny zastępczej, a w domu 7 dzieci, które trafiały do niej na przestrzeni ostatnich lat, w tym 4 dzieci z niepełnosprawnością.

Byliśmy bardzo poruszeni tym, jak ciocia sobie radzi. Opowiedziała nam, że zbiera pieniądze na busa. Miała nadzieję, że otrzyma na niego dofinansowanie. Na tamtą chwilę miała zwykłe auto i musiała podróżować z dziećmi na dwa razy lub rezygnować z pewnych rzeczy. Nie otrzymała większej pomocy, ponieważ nie miała pod opieką dziecka na wózku inwalidzkim. Siostrzenica pomogła założyć jej zbiórkę, na której znajdowało się w tamtej chwili nieco ponad 1 tys. złotych.



W chwili naszych odwiedzin w Koninie przywitało nas 11 kotów i 2 pieski. Ze zwierzątkami ciocia jeździ do franciszkanów, aby je pobłogosławić. Co ciekawe, kocia mama tej licznej gromadki została znaleziona w lesie grąblińskim - przy drodze z Konina do Lichenia. To miejsce, gdzie objawiła się Matka Boża.

Od razu pokochaliśmy rudego kotka, którego w myślach nazwałam Karmelkiem. Był tak malutki, że niemal mieścił się w mojej dłoni. Nie mogliśmy go zabrać od razu, ponieważ potrzebował szczepień i paszportu, aby przekroczyć granicę. Zaczęliśmy się zastanawiać, co tu zrobić… Jeszcze do tego wrócę.

W tym miejscu muszę dodać, że wraz z końcem tego roku udało się kupić busa. Zbiórka osiągnęła ponad 15 tys. Złotych. To suma, której ostatecznie brakowało do zakupu auta. Jesteśmy wdzięczni, że mogliśmy poznać ich historię oraz za każdą osobę, która wsparła tę rodzinkę. A także za naszego Bostonka, który daje nam dużo radości każdego dnia.

To istotna kwestia w tym roku, spotkania na żywo i relacje oraz to, co z nich wyniknęło. Wracam jednak do Zapisków Natalii. Zaczęłam widzieć pierwsze owoce ich lektury. Znajdowałam potrzebne mi odpowiedzi, Natalia dawała mi kolejne lekcje. Na zmianę śmiałam się, płakałam, cieszyłam się i ekscytowałam oraz znajdowałam pokój serca. Robiłam kolejne notatki, podkreślałam fragmenty, szukałam miejsc na mapie, dzieliłam się przemyśleniami z moim Mężem. Kolejne słowa pracowały we mnie dotykając najczulszych strun serca i pomagały mi poznawać siebie samą, inaczej patrzeć na drugiego człowieka.

Pozostawała jeszcze dość istotna kwestia… Postanowiłam podróżować śladami bł. Natalii, ale jak dotrzeć do wszystkich najważniejszych miejsc, skoro to podróże poza Holandię?

Postanowiłam więc zrobić coś, czego wcześniej nie brałam pod uwagę - założyć profil na Patronite.pl.

Moją misją od zawsze było i jest odkrywanie codzienności przez Boży pryzmat i zachwyt nad pięknem Stworzenia, dzielenie się tym, jak niezwykła może być najmniejsza rzecz, gdy obok jest On. Chciałam iść za natchnieniami Ducha Świętego i słuchać tego, co mają mi do powiedzenia święci, chciałam kroczyć w drodze do świętości, jak Natalia Tułasiewicz czuć, że "poprzez ziemię ukochałam Niebo". Moment podzielenia się moim pragnieniem rozwoju przez dołączenie do Patronite był dla mnie prawdziwym wyjściem ze strefy komfortu. Byłam pełna obaw, a jednocześnie pewna swoich intencji.

Patronite łączy Autorów z osobami, które chcą wesprzeć ich pasje nie tylko dobrym słowem, ale i finansowo. Patroni wpłacają regularne, comiesięczne kwoty na konto Autorów, a ci mogą je wykorzystać na potrzeby swojej działalności. Autorzy zyskują możliwość rozwoju, a Patroni bezcenną świadomość realnego wspierania pasji innych!

Byłam pewna czystości swoich intencji, bo od początku istnienia tego miejsca moim zamysłem było to, by dzielić się, jak Jezus wkraczając w moje życie przemienił je. Moim pragnieniem jest promowanie szeroko pojętego piękna tam, gdzie jest ono niezauważane lub zapomniane. Chcę żyć Bożymi wartościami na przekór współczesnemu światu, który zachęca do tego, by człowiek sam siebie czynił bogiem. Chcę docierać w miejsca, które same w sobie głoszą chwałę Bożą, bo oddają całe piękno Stworzenia. Bo po wielu latach życia w ciemności dziś mam tę pewność, że…

Każdy bowiem dom jest przez kogoś zbudowany, a Tym, który zbudował wszystko, jest Bóg.
Hbr 3, 4

Pragnęłam przekładać to, co dzieje się w przestrzeni Internetowej, na życie realne.

Pojawiły się pierwsze osoby, które budząc we mnie ogromną wdzięczność dołączyły do grona moich Patronów, a ja mając już pewne nieśmiałe zamierzenia co dalej, miałam wyruszyć w pierwszą podróż śladami bł. Natalii Tułasiewicz.

Wciąż pamiętam, jak Mąż przyszedł do mnie któregoś dnia i powiedział: "Jedźmy z okazji moich urodzin do Poznania. Zabierzemy z Konina kota i będziemy świętować tak, jak lubimy najbardziej - w podróży. Po drodze jest takie muzeum, które zawsze chciałem odwiedzić, ale nigdy nie było nam po drodze...". Poczułam się naprawdę wzruszona. Przyszło mi do głowy: "Z nim wszystko jest możliwe!". Dodał: "Zobaczysz też miejsca z Natalią Tułasiewicz...".

Takie zachęty dodają mi odwagi i pewności. Gdy zauważamy niezwykły splot wydarzeń, jako osoby wierzące, nie możemy mieć wątpliwości, że Ktoś już dawno to wszystko zaplanował.

W tamtej chwili otworzone zostało pudełko z pomysłami do zrealizowania, które aż do tej chwili pozostaje otwarte…

Skoro już jedziemy do Poznania, to może zatrzymamy się również w Ravensbrück?

Może uda mi się nawiązać kontakt z krewną bł. Natalii Tułasiewicz?

Skoro Zapiski będą stanowić dla mnie drogowskazy, to może udałoby mi się opublikować książeczkę z myślami bł. Natalii na każdy dzień, aby mogły mi towarzyszyć?

Pozostawała jeszcze kwestia pewnego brakującego puzzla… Interesowało mnie wszystko dzięki czemu mogłabym lepiej poznać bł. Natalię Tułasiewicz, ale jak zobaczyć film „Błogosławiona”, który można obejrzeć tylko podczas organizowanych pokazów?

Wpadłam na całego. Skontaktowałam się z krewną bł. Natalii, panią Natalią Tułasiewicz-Wala, i umówiłam się z nią na spotkanie w czasie mojej wizyty w Poznaniu.

Kartka z pamiętnika:

W całym domu już ciemno, wszak jutro 4:45 zadzwoni budzik ogłaszając nam, że czas... w drogę!

Od kilku dni towarzyszą mi takie emocje, że nie wiem, czy dziś usnę. Nie wiem, kiedy to zleciało, ale to już jutro! To jutro ten styczniowy dzień, na który czekałam. Jeszcze ponad miesiąc temu nie miałam pojęcia, że z okazji urodzin mojego Męża wybierzemy się do... Poznania. Jednak spotkanie z rodzinką w Koninie dało nam do myślenia.

Tak więc jutro z samego rana wyruszamy w podróż, a dla mnie to jest jakby inauguracja roku z bł. Natalią Tułasiewicz. Pierwsze najważniejsze miejsca - Ravensbrück, Poznań...

RAVENSBRÜCK

Będąc już od kilku godzin w drodze zatrzymujemy się, aby mój Mąż mógł odwiedzić upatrzone muzeum. Ja idę do kawiarni, aby jeszcze chwilę poprzeglądać książeczkę Przeciw barbarzyństwu, gdzie znajdują się m.in. wspomnienia o Natalii. Często pojawia się w nich motyw jej aresztowania, przesłuchań, a wreszcie pobytu w Ravensbrück i męczeńskiej śmierci… Wciąż nie mogę uwierzyć, że niedługo się tam znajdziemy. Znów. To drugi raz, gdy postawimy stopy w tym miejscu. 


Mam w pamięci pierwszy raz, gdy spacerując między pozostałościami po barakach odmawialiśmy nowennę do bł. Natalii, gdy pierwszy raz zobaczyłam to ogromne jezioro, do którego trafiały prochy ofiar z krematoriów, w tym prawdopodobnie Natalii… Wspominam, gdy w tamtejszym muzeum znalazłam listę z nazwiskiem Natalii i notatką „wykonano”… Wracam do lektury. Jest środek zimy, więc by się rozgrzać zamawiam sobie kawę. Kilka chwil później na mój mail przychodzą dwa powiadomienia: „Ktoś postawił Ci kawę na buycoffee.to. Do tego dołączone wspierające wiadomości. To daje mi poczucie obecności osób, które nie mogą mi towarzyszyć fizycznie, ale są i życzliwie wspierają. Mam nadzieję, że któregoś razu napijemy się tej kawy razem, na drogach z bł. Natalią.

Ruszamy do Ravensbrück.

"Obóz koncentracyjny Ravensbrück powstał w listopadzie 1938 roku na rozkaz Heinricha Himmlera, jako jedyny w III Rzeszy obóz stworzony specjalnie dla kobiet. Miał służyć jednemu celowi – fizycznej eliminacji, ujarzmieniu i upodleniu kobiet uznanych za zbędne, niebezpieczne czy zwyczajnie „inne”. Przez siedem lat funkcjonowania przez jego bramy przeszło około 130 tysięcy kobiet i dzieci z ponad 40 państw, z czego aż 36% stanowiły Polki.

[...] Funkcjonariusze III Rzeszy wykorzystywali więźniarki Ravensbrück do niewolniczej pracy – pracowały ponad siły w obozowych warsztatach, zakładach przemysłowych SS i w firmach prywatnych. Nieustanny terror był codziennością – kobiety bito, poniżano i głodzono. Wyjątkowo okrutny los spotkał część polskich więźniarek, które stanowiły największą grupę poddaną pseudomedycznym eksperymentom", źródło: IPN.

Nie spodziewaliśmy się, że na miejsce dotrzemy o zmroku. To zupełnie inna wizyta niż za pierwszym razem. Jest zimno i ciemno, już za chwilę nic nie będzie widać. Staram się skupić, ale nie jest to takie łatwe. Ściskam w dłoni Zapiski bł. Natalii i myślę sobie, że ona mi towarzyszy. Wracają do mnie dopiero co czytane wspomnienia:

"Niestety. Grupę wywieziono jeszcze wieczorem i rano przed apelem już kominy dymiły. Była to ostatnia łapanka. Ostatni Wielki Piątek w życiu Naty...".

Już w zupełnej ciemności udajemy się nad jezioro, gdzie przebijają się światła z okien budynków po drugiej stronie brzegu oraz płomienie świec pod tablicami pamiątkowymi na murze. Przystajemy na chwilę modlitwy pod tablicą upamiętniającą Polki. Z pomocą latarki czytamy:

1939-1945 Pamięci Polek
Tu wieziono 40.000 Polskich Kobiet, dziewcząt i dzieci
200 rozstrzelanych
74 poddano doświadczalnym operacjom
Wiele tysięcy zmarło z wycieńczenia lub zostało zagazowanych
8000 doczekało oswobodzenia
Jeżeli echo ich głosów zamilknie - zginiemy.

To słowa, które znajdują się na tablicy upamiętniającej ofiary nazizmu obozu w Ravensbrück.

Zostajemy poinformowani, że za chwilę teren obozu zostanie zamknięty, więc z poczuciem nienasycenia opuszczam Ravensbrück.


POZNAŃ

Budzimy się w sobotę rano, a pierwszym punktem jest dla mnie… wizyta w paczkomacie. To tam znajduję mój różaniec z bł. Natalią Tułasiewicz. Wykonała go dla mnie Irenka, która prowadzi na Instagramie profil „Jak paciorki różańca”


Zaraz spotkam się z krewną bł. Natalii Tułasiewicz. Umówiłyśmy się tuż obok Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, gdzie studiowała błogosławiona. Idziemy na kawę. Podczas naszego spotkania opowiadam o tym, jak poznałam bł. Natalię, słucham też o wydarzeniach zaplanowanych, by upamiętnić 80. rocznicę męczeńskiej śmierci patronki nauczycieli w Polsce. Pani Natalia Tułasiewicz-Wala, wnuczka Tadeusza, brata Natalii, to prezes Fundacji im. Bł. Natalii Tułasiewicz. Słuchając o wielu ciekawych planach, w tym o pielgrzymce nauczycieli do Ravensbrück, znów mam poczucie, że mieszkając w Holandii wiele mnie omija. Jeszcze wtedy nie mam pojęcia, jak będzie wyglądał mój rok i że na jego koniec wcale nie będę mieć takiego uczucia.

Pani Natalia zaprasza mnie na spacer śladami bł. Natalii po Poznaniu. Rozpoczynamy od Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Mam miłe skojarzenia, ponieważ liceum, którego jestem absolwentką, na którym wybrałam kierunek „humanistyczno-dziennikarski” również nosi imię naszego wieszcza narodowego.

Spacerujemy ulicami Poznania. Z zainteresowaniem słucham różnych ciekawych faktów z życia Natalii i jej rodziny. Zatrzymujemy się m.in. pod szkołą urszulanek, gdzie bł. Natalia była uczennicą, aby po latach wrócić tu w roli nauczycielki. Pani Natalia pokazuje mi także Pomnik Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej, gdzie znajduje się tabliczka z imieniem bł. Natalii Tułasiewicz.

Docieramy też na Wzgórze św. Wojciecha, gdzie znajdują się dwie ważne świątynie:

Kościół św. Wojciecha (Fara św. Wojciecha): Jest to kluczowy kościół związany z tym historycznym wzgórzem, będący ważnym miejscem kultu i historii. Tutaj spotykamy się z ks. Trojanem Marchwiakiem – proboszczem parafii pw. św. Wojciecha. Wspólnie podziwiamy witraż poświęcony bł. Natalii Tułasiewicz. Udajemy się także do Krypty Zasłużonych Wielkopolan, gdzie umieszczone zostały m.in. doczesne szczątki Sługi Bożego księdza Aleksandra Żychlińskiego, którego nazwisko pojawia się w Zapiskach Natalii.

Kościół św. Józefa (karmelici bosi): Tutaj znajduje się słynący łaskami obraz św. Józefa. Po chwili modlitwy w świątyni odwiedzamy także sklepik Wydawnictwa Flos Carmeli. Jeszcze nie wiem, że za 10 miesięcy znów się tu pojawimy, że wydam tutaj książeczkę z myślami na każdy dzień bł. Natalii Tułasiewicz. Pani Natalia kupuje torebkę krówek o smaku różanym z cytatami św. Tereski od Dzieciątka Jezus, którymi nas częstuje. Pojadą ze mną do Holandii, a odpakowywane w pracy będą dla mnie miłym wspomnieniem tego spotkania.

Na koniec naszego spotkania pytam panią Natalię o dwie sprawy, od których zależeć będą moje dalsze plany:

Czy mogłabym wydać książeczkę z wyborem myśli na każdy dzień bł. Natalii?

Czy mogę na własną rękę zorganizować projekcję filmu „Błogosławiona”?

To Pani Natalia radzi mi, aby w związku z książeczką skontaktować się z Wydawnictwem Flos Carmeli, a w związku z filmem z Fundacją Rozwoju Miasta Poznania, co też uczynię. Rozstajemy się na Wzgórzu św. Wojciecha i każde z nas jedzie w swoją stronę. My zatrzymamy się jeszcze pod domem bł. Natalii na ul. Śniadeckich oraz w kościele św. Michała Archanioła. Następnie zmierzamy do Lichenia.

Gdy otworzyło się wspomniane wcześniej pudło z pomysłami, zrodziła się we mnie myśl, aby w rocznicę śmierci bł. Natalii Tułasiewicz odwiedzić jakieś szczególne miejsce z nią związane. Przyszedł mi do głowy Kraków, który Natalia kochała. To tutaj powstała większa część jej Zapisków. Skontaktowałam się z Weroniką, aby dzięki jej pomocy zorganizować tam projekcję filmu „Błogosławiona”. Gdy z nią rozmawiam czuję, że wszystko jest możliwe. W swoim sercu postanowiłam, że jeśli uda mi się uzbierać na Patronite środki wystarczające na podróż do Krakowa, a Fundacja, o której wspominała mi przyjaciółka udostępni na to przestrzeń – zorganizuję tę projekcję.

Oczywiście na tym się nie skończyło. Pomyślałam: „Będę w Krakowie. Prawdopodobnie nie powtórzy się szybko szansa, by być bliżej Rzeszowa… W takim razie poświęcę jeden dzień na to, aby dotrzeć do Rzeszowa, gdzie urodziła się Natalia i odwiedzić kościół, w którym otrzymała sakrament chrztu świętego”. W jednej chwili zaświtała mi myśl: „A może zorganizować tam spotkanie związane z bł. Natalią?”. Złapałam się za głowę! Aż się boję tych moich pomysłów!

To właśnie w Licheniu zdałam sobie sprawę, że wystarczy mi środków z Patronite, aby polecieć do Krakowa i przenocować w którymś z klasztorów. Pomyślałam, że jeśli się uda, dotrę też do Rzeszowa. Zawierzając tę sprawę Matce Bożej, właśnie w Licheniu kupiliśmy bilety na mój lot.

Obudziliśmy się w Licheniu i udaliśmy się na pierwszą Mszę św. dokładnie 2 lutego, w Święto Ofiarowania Pańskiego.

Co ciekawe, 2 lutego 1938 r. bł. Natalia Tułasiewicz zapisała słowa, które miały towarzyszyć mi przez cały ten rok: „Głowa roi mi się od pomysłów”.

Pamiętam, że to była piękna Msza św. w czasie której płakałam ze wzruszenia. Czułam, że Matka Boża wraz z Natalią naprawdę będą mnie prowadzić. Modliłam się w intencji mojego Męża, który następnego dnia miał obchodzić swoje urodziny.

JUŻ W DOMU

Po powrocie do domu z nowym kotkiem, który otrzymał imię Boston, dalej czytałam Zapiski, zaczęłam sobie spisywać myśli bł. Natalii i organizować projekcję filmu „Błogosławiona” z pomocą mojej przyjaciółki i Fundacji Ziarnko Maku z Krakowa, dla których od kilku miesięcy prowadziłam zajęcia katechezy online. Powoli nasze plany zaczęły nabierać kształtu, a ja nie mogłam uwierzyć, że miałam odwagę, aby się na to zdobyć!

Dzięki finansom z Patronite mogłam wesprzeć organizację tego wydarzenia, opłacić koszty wysyłki banera reklamowego filmu, a także poczęstunek dla przybyłych gości, o który postarała się Weronika.

6 marca podzieliłam się na moim profilu wyjątkowym zaproszeniem:

"Już dawno, z jakie dwa miesiące, nie byłam w kinie. [...] Dziś zrobiła mi tę filmową niespodziankę Niuśka Lichajówna. I przekonałam się, że bardzo tęsknię za teatrem i filmem", pisała 5 czerwca 1938 roku bł. Natalia Tułasiewicz. A ponieważ u mnie jest podobnie jak u Natalii i "Głowa roi mi się od pomysłów" (zapis z 2 lutego 1938 r.) oraz "Potrzebuję wielkich wzruszeń - wtedy nie mam czasu myśleć o sobie" (notatka 3 marca 1938 r.) z wielkim wzruszeniem mogę dziś zaprosić Cię na...

... seans filmu "Błogosławiona" o życiu Natalii Tułasiewicz w Krakowie!”


To wszystko dzięki temu, że na mojej drodze stanęli ludzie, którzy mają jeszcze więcej odwagi do dzielenia się swoją pasją: Weronika i Centrum Edukacji, Diagnozy i Rozwoju Ziarnko Maku z Katolicką Szkołą Podstawową Montessori im. o. Pawła Smolikowskiego CR w Krakowie.

Założenie Patronite było dla mnie przełomowe. Pan Bóg pobłogosławił mnie przez drugiego człowieka, aby udało mi się uzbierać na bilety na samolot, które kupiłam w Licheniu i na organizację wydarzenia. Dzięki wsparciu moich Patronów mogę wybrać się do Krakowa i mówić o bł. Natalii Tułasiewicz w mieście, które kochała.

„Kraków, moje ukochane miasto. Gdy widzę zamek, Kopernika, Pannę Marię, Kopiec i Wisłę, zawsze mogę w chwilach ciężkich wykrzesać w sobie ufność w lepsze jutro. Tu każdy kamień mówi o tym, co znaczy walka ducha z przemocą i niewolą”, bł. Natalia Tułasiewicz, 29 maja 1940 r.

Z wdzięcznością i ekscytacją zaczynałam odliczać dni do mojego lotu.

W międzyczasie opublikowałam nową edycję mojego e-booka z okazji Dnia Kobiet, a także wybrałam się na warsztaty Córek Króla do Krysi w Niemczech, gdzie miałam przedstawić prezentację „Kobietę dzielną kto znajdzie?”.

Nie jest tajemnicą, że bez kobiet w naszym życiu świat nie byłby taki sam. W praktyce bywa to różnie, ale przecież wiemy, że kobieca natura jest przepiękna! Kilka lat temu nie pomyślałabym, że napiszę takie słowa 😊

Słowo Boże przypomina o znaczeniu roli kobiety poprzez konkretne wersety, ale też historie wyjątkowych niewiast spisane na kartach Pisma Świętego. Były matkami, siostrami, przywódczyniami, pełnymi wiary dzielnymi osobami z krwi i kości. Wciąż stanowią inspirację.

Mój e-book to praca nie tylko dni czy miesięcy, ale nawet lat, bo rzeczywiście obdarzać miłością kobiety pomogła mi Święta Rita. Właśnie dzięki niej moje życie zostało ubogacone wspaniałymi kobietami blisko mnie, ale też pięknymi świętymi i błogosławionymi. A jedną z nich była właśnie bł. Natalia Tułasiewicz, która zarówno w e-booku, jak i na prowadzonych przeze mnie warsztatach dla Córek Króla znalazła swoje szczególne miejsce.

W świecie, w który sieje wiele kłamstw na temat kobiecości warto szukać swojej wartości przede wszystkim w Bożym Obliczu. Bł. Natalia jest jednym z najlepszych przykładów.

Ale co dalej z moim planem na podróż do Krakowa i Rzeszowa? Poczułam, że najlepszym dniem na wizytę w Rzeszowie, gdzie Natalia sama udała się w podróż, będzie dzień 31 marca – 80. rocznica jej śmierci. Skontaktowałam się z Marzenką, która prowadzi Księgarnię św. Pawła, zaczęłyśmy planować spotkanie. Zaangażowana została też Ania z mężem z Wydawnictwa Na Jej Głowie. Zaczęłam się zastanawiać, o czym opowiedzieć. Przecież to jasne! O podróżach!

Czy Natalia Tułasiewicz pisała w swoich notatkach coś o podróżowaniu? Tak! To był jeden z jej ukochanych tematów! Natalia kochała podróże, uwielbiała obcowanie z naturą, szukała w naturze piękna, które miało swoje źródło w Bogu. Dlatego też poczułam z nią taki związek, gdy zaczęłam czytać jej zapiski.

To tylko niektóre z jej myśli na ten temat:

"Może właśnie podróż do Rzymu dobrze by mi zrobiła. Potrzebuję wielkich wzruszeń – wtedy nie mam czasu myśleć o sobie. Chciałabym […] wyczuć z bliska, jak bije serce Kościoła rzymsko-watykańskiego. Chciałabym w przepychu kwiatów wiosennych ujrzeć grób świętego poety – Franciszka z Asyżu, mojego najukochańszego świętego"

"Już obie z Zochą jesteśmy na liście podróżnych do Włoch. Kłopotów finansowych na nie brak, ale coraz to przeszkody maleją"

"Kalwaria, Rembertów, Warszawa – zatem styl wędrówkowy mojego bytowania mimo wojny utrzymałam. Daje mi zawsze wiele radości ta przestrzenna prężność"

"Dobiega tydzień, jak odbyłam kilkudniową „wycieczkę” do Flory Bocheńskiej-Rogozińskiej, do mojego miasta rodzinnego, Rzeszowa"

"Mam z natury coś z Wikinga. Niebezpieczeństwa, niepewność denerwują mnie trochę, ale więcej jeszcze podniecają, frapują. Także lubię ruch i zmianę. A więc w drogę!"

A więc w myśl Natalii:

"Ale i tak nie próżnuję, i to mnie ogromnie cieszy. Wiem, że mam ludziom do powiedzenia wiele rzeczy niecodziennych" 11 marca na moim profilu opublikowałam zaproszenie na spotkanie. Miałam opowiedzieć o podróżach śladami bł. Natalii Tułasiewicz, dokładnie w 80. rocznicę jej śmierci.

"Jednakże nie ma to jak podróże!", napisała błogosławiona.


Czułam coraz większe podekscytowanie na myśl o tym, co mnie czeka. Nigdy wcześniej nie organizowałam czegoś podobnego. Nigdy wcześniej nie leciałam odwiedzać mało znane miejsca bez mojego Męża na kilka dni. To miał być pierwszy raz, gdy mieliśmy być tyle dni osobno. Czy poradzę sobie ze wszystkim? Czułam, że z Natalią i Weroniką u boku wszystko będzie tak, jak ma być. Nie chciałam wyobrażać sobie zbyt wiele. Cieszyłam się, że mogę liczyć na przyjazne kobietki, które już zapowiadały radość z naszego spotkania. Byłam bardzo ciekawa, jak bł. Natalia zaplanuje mi czas.

KRAKÓW


Gdy obudziłam się w sobotę 29 marca w różanej pościeli, o której już wspomniałam, nie mogłam uwierzyć, że oto nadszedł ten dzień! Weronika była moim aniołem od naleśników z borówkami i podtrzymywania mnie na duchu oraz wprowadzania dobrego nastroju tam, gdzie pojawiał się stres. Przy niej czułam, że wszystko jest możliwe. Gdy moim oczom ukazał się budynek szkoły, wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu. Na miejscu zastałyśmy pracowników Fundacji Ziarnko Maku. Rozpakowałam książki o Natalii, które zamówiłam z Wydawnictwa Flos Carmeli i Na Jej Głowie, a inne osoby zajmowały się przygotowaniem poczęstunku. Gdy nadszedł czas ustawienia prezentacji zaczęłam odczuwać duży stres – miałam to robić pierwszy raz. Pojawiły się pierwsze osoby, znalazłam wśród nich mi.in. przyjaciółki i Patronki. Pokaz filmu miał miejsce w budynku należącym do Księży Zmartwychstańców. Jeden z kapłanów serdecznie nas wszystkich przywitał udzielając błogosławieństwa temu spotkaniu.

Po krótkiej prelekcji z mojej strony, nareszcie przyszedł czas na wyczekany seans filmu „Błogosławiona” w reżyserii pani Wandy Różyckiej-Zborowskiej. Gdzieniegdzie pojawiły się łzy wzruszenia. Niektórzy zapisywali cytaty, robili notatki... Byłam szczęśliwa, że wcześniej obejrzałam już ten film z Mężem, bo pewnie zalałabym się łzami. Moje refleksje po obejrzeniu filmu znajdziesz TUTAJ.


Po filmie spotkaliśmy się w przytulnej stołówce Ziarnka Maku, na kawę i coś słodkiego. Deserki z serca przygotowała dla nas Magdalena (Malinowa Rozkosz), inni goście też przynieśli przekąski. Były pytania i rozmowy na temat filmu i życia bł. Natalii. Tak bardzo się cieszyłam, że każdy mógł nabyć książkę i poznawać dalej błogosławioną. Czułam wdzięczność!

To pierwsze takie wydarzenie, jakie z Bożą pomocą udało mi się zorganizować dla uczczenia pamięci mojej ukochanej patronki. Niektórzy przyjechali naprawdę z daleka… To piękne, że każda z tych osób postanowiła spędzić to przedpołudnie właśnie z bł. Natalią Tułasiewicz.

Trudno było się rozstać, ale w mniejszym gronie postanowiłyśmy pojechać jeszcze do Łagiewnik, gdzie miałyśmy uczestniczyć we Mszy Świętej. W drodze otrzymałam od Marty, wyjątkowy prezent - kamień z wizerunkiem bł. Natalii, o którego namalowanie poprosiła Roberta "Świętych malowanie". Od razu po Mszy św. został poświęcony przez kapłana. To był piękny punkt tego dnia – Msza św. we wspólnym gronie. Namówiłam też dziewczyny na wizytę w moim ukochanym Tyńcu! Przy poprzedniej wizycie w Krakowie z Mężem już odwiedziliśmy to miejsce. Pokochałam je. Natalia wspominała o klasztorze benedyktynów w swoich Zapiskach. To tam, w tynieckiej kawiarni rozmawiałyśmy z moimi towarzyszkami m.in. o moim marzeniu wydania książeczki z myślami na każdy dzień bł. Natalii. Wciąż jednak oczekiwałam na odpowiedź od Wydawnictwa Flos Carmeli i nie byłam pewna, czy dojdzie to do skutku.

Nocowałam u sióstr zakonnych w Krakowie, w pobliżu kościoła św. Katarzyny Aleksandryjskiej - Sanktuarium św. Rity. To tam 22. dnia każdego miesiąca odbywają się Msze św. z obrzędem święcenia róż i modlitwą o wstawiennictwo patronki od spraw trudnych i beznadziejnych. W czasie mojego pobytu w Krakowie miałam okazję zajrzeć tu nie raz.

W niedzielę spotkałam się z Magdaleną. Odwiedziłyśmy kilka krakowskich kościołów, udało się uczestniczyć w Mszy św. u franciszkanów, dotarłyśmy też do miejsca, gdzie bł. Natalia otrzymała pracę w czytelni po przyjeździe do Krakowa po wysiedleniu z Poznania. Natalia naprawdę ze mną spacerowała i mnie prowadziła! Nawet, gdy o tym nie wiedziałam.

9 kwietnia 1943 r. bł. Natalia Tułasiewicz pisała w Krakowie:

"Dziś dowiedziałam się, że odnośny urzędnik niemiecki dlatego uwzględnił podanie fundacji Czartoryskich, że postanowił sobie z powodu pięćdziesiątej rocznicy urodzin załatwić pomyślnie te podania, które wpłyną do 10 godziny rano. (...) Ludzie powiadają, że miałam szczęście. A mnie się wydaje, że ten dość niezwykły splot zdarzeń był dla mnie odpowiedzią Opatrzności, że dla Boga nigdy nie ma rzeczy niemożliwych, że On nagradza taką ufność, która z góry gotowa jest podjąć wszelki krzyż, jeśliby tylko wola Boża tego chciała".

Natalia bowiem kilka dni wcześniej otrzymała wezwanie na roboty do Rzeszy, czym zmartwili się jej najbliżsi. Jednak jak pisała...

"Wielu ludzi życzliwych dołoży starań, by mię ta podróż ominęła". Tak też się stało. Tym razem wysyłka na roboty przymusowe ominęła Natalię dzięki ludzkiej życzliwości i fałszywej karcie pracy w fundacji Czartoryskich. Wyjazd do Niemiec czekał bowiem na jej własną decyzję, według woli Bożej i misji, której miała się podjąć.

Tego dnia Magdalena zrobiła mi zdjęcia, o którym nie wiedziałam, właśnie tu. Przy Fundacji Czartoryskich. Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że to jest właśnie to miejsce, które na pewien czas ocaliło życie Natalii, a pisała o tym właśnie w dniu swoich urodzin.

Wzruszające słowa:

"Gotowe serce moje na wszystko, Panie cokolwiek ześlesz, dobrem dla mnie będzie, choćby bolało i wymagało największych ofiar. I Jezus widząc gotowość moją poprzestał na niej. Widać tu jestem Mu więcej potrzebna", aby za chwilkę dodać: "Właśnie dziś skończyłam trzydzieści siedem lat. Jakże gorąco dziękowałam Bogu, że ten dzień mogłam spędzić wśród swoich".

9 kwietnia 1906 r. przyszła na świat w Rzeszowie Natalia Tułasiewicz, córka Adama i Amalii Natalii. 37 lat później, 9 kwietnia 1943 r. otrzymała tak ważną informację. A my w czasie naszego spaceru po Krakowie przechodziłyśmy przy fundacji Czartoryskich chyba ze 3 razy! Nie myślałam o wejściu, bo sobie ubzdurałam, że chodziło o fundację Potockich! Jak się cieszę, że mam te zdjęcia! No cóż, pozostaje mi tu wrócić, aby zajrzeć do środka. Tak naprawdę to po prostu marzę o powrocie do Krakowa.

Na koniec tego dnia dołączyła do nas druga Magdalena. Wielką niespodzianką było dotarcie do Sanktuarium Ecce Homo. Bł. Natalia miała ogromne nabożeństwo do św. Brata Alberta. Wspomina o nim w swoich Zapiskach niejednokrotnie. Pisała m.in.:

„W wolnych chwilach przeglądnęłam Żywot Brata Alberta (...). Wszystko, co wiąże się z życiem tego świętego, pasjonuje mnie. Umierał ciężko, boleśnie, jak Chrystus, ale wiedział, że idzie ku światłości”, Kraków, 20 listopada 1942 r.

Zostałyśmy bardzo serdecznie powitane przez siostry albertynki, a nawet obdarowane biografią Brata Alberta.

Następnego dnia rano miałam wraz z Magdaleną wyruszyć do Rzeszowa. Osoba Magdaleny w mojej relacji z Natalią jest kluczowa. Kilka lat temu na moim profilu pierwszy raz napisałam o książeczce Poprzez ziemię ukochałam niebo i o tym, jak zainteresowała mnie osoba bł. Natalii. Naprawdę cieszyłam się z tej jednej malutkiej książeczki, na której została wpisana dedykacja z datą 22.07.2021. Nie rozstawałam się z nią na krok. Tymczasem niedługo potem dostałam niespodziewaną przesyłkę. Nie mogłam uwierzyć, że pewna bliska mi kobietka poznana w Internecie dzięki św. Ricie, wysłała mi... wszystkie inne dotąd wydane książki o bł. Natalii Tułasiewicz. Miała mój adres, ponieważ wysyłałam jej pocztą obrazek z kapliczki św. Rity. 


Kolejna kobieta przez św. Ritę przybliżyła mnie do bł. Natalii Tułasiewicz. Cieszyłam się więc, że Magdalena przyjęła moje zaproszenie, aby spotkać się w Krakowie i razem wyruszyć do Rzeszowa. Pomodliłyśmy się przed wyjazdem przy relikwiach św. Rity w kościele św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Zaraz potem dostałyśmy się jeszcze do kościoła karmelitów, gdzie udało się uczestniczyć we Mszy św. Doskonały początek dnia!

Choć bł. Natalia Tułasiewicz nie była karmelitanką, to jej duchowość nosi wiele cech charakterystycznych dla tradycji karmelitańskiej. W jednym z poruszających świadectw z czasów wojny, zapisanym 18 czerwca 1940 roku w Krakowie, odnalazłam niezwykły moment spotkania bł. Natalii z Chrystusem Cierpiącym – w krakowskim kościele karmelitów na Piasku:

„Gdy przeczytałam dodatek o kapitulacji Francji byłam właśnie na Karmelickiej. Wstąpiłam więc zaraz do kościoła karmelitów, aby przed cudownym obliczem cierniem ukoronowanego Chrystusa opowiedzieć cały swój żal, wszystkie wątpliwości, udręki i stamtąd zaczerpnąć na dalsze, może jeszcze cięższe dni, otuchy. (...) Zauważyłam na ołtarzu napis: ‘Tu się modliłem, tu zostałem wysłuchany’. Te słowa miały dla mnie w tej chwili ciepło słońca. Postanowiłam bez wahania: ilekroć tędy będę przechodzić, zawsze tu wstąpię na intencję Polski, aż mię wysłuchasz Boże mój, cała i jedyna nadziejo moja!”

Na Mszy św. zastanawiałam się, gdzie też może się znajdować ołtarz z napisem Tu się modliłem, tu zostałem wysłuchany, o którym wspominała Natalia. Okazało się, że był on tuż obok mnie. Spędziłam przy nim całą Mszę świętą.

I właśnie przy nim klęcząc modliłam się w intencji wydania książeczki z myślami bł. Natalii na każdy dzień. Mijały 3 tygodnie, a ja wciąż czekałam na odpowiedź od ojca karmelity z Poznania. Dokładnie 31 marca w 80. rocznicę śmierci Natalii, po Mszy św. i adoracji, po wyjściu z tej świątyni o 10:34 dostałam maila z odpowiedzią. „TAK”. Przeczytałam go i z radosnym sercem wyruszyłam w drogę do Rzeszowa.

Gdyby nie ten cytat Natalii z jej Zapisków nie wiedziałabym, że modliła się właśnie tutaj. W jej notatkach motyw Karmelu wraca wielokrotnie, przez to głębiej się nim zainteresowałam w 2021 roku. Teraz, już kilku lat noszę szkaplerz karmelitański, który przyjęłam 17 lipca 2022 r.

Natalia na swojej drodze doświadczała wielkiej ludzkiej życzliwości. Tu ktoś zorganizował jej bilet na pociąg, tu ktoś wsparł finansowo, gdy było już "brak oddechu", innym razem koleżanka wysłała jej 200 zł przekazem. Bywały też sytuacje dużo większej wagi, tak jak wtedy, gdy z pomocą życzliwych ludzi została wpisana na listę pracowników, co ochroniło ją w tamtej chwili przed wywozem do Niemiec.

I ja podczas pobytu w Krakowie i Rzeszowie doświadczyłam ogromnej życzliwości. Zostałam przyjęta królewsko, otoczona serdecznością, gościnnością, po prostu Miłością.

Podczas tego wyjazdu spotkałam się z połową moich Patronek, które wspierały moje działania i dzięki którym ten wyjazd i organizacja tych wydarzeń mogły dojść do skutku.

RZESZÓW

Prezentacja o podróżach z bł. Natalią Tułasiewicz została w Rzeszowie przyjęta z życzliwością. Na jednym ze slajdów pojawił się fragment z jej trudnej i zawiłej podróży do miasta, w którym się urodziła: "Dochodziła godzina 21, gdy poderwał mię okrzyk: Pociąg do Rzeszowa! Chwała Bogu! Odetchnęłam".

Natalia wybrała się do Rzeszowa, aby odwiedzić swoją przyjaciółkę, Florę, która mieszkała tu ze swoim mężem i synkiem - Mareczkiem. Gdy skończyłam swoją prezentację jedna z pań, z nataliowego towarzystwa, wstała pytając, czy może przeczytać dalszy fragment, do którego nawiązałam.

"Ależ to było witanie z Florą! Dochodziła prawie druga w nocy. Obudziłam cały dom, ale humory były różowe, że nareszcie znowu jesteśmy razem. Mąż Flory okazał się tak bezpośredni i serdeczny, nawet Mareczek - dwulatek, choć miał zaspane oczęta, tak się ze mną rychło zaprzyjaźnił, że wydawało mi się, iż tam zadomowiłam się od dawien dawna".

I wtedy pani oznajmiła, że wśród nas znajduje się Mareczek, a dziś już właściwie pan Marek, syn Flory - ukochanej przyjaciółki bł. Natalii Tułasiewicz. Kiedy dostał do ręki mikrofon zaczął od słów: "Tak, to ja jestem ten Mareczek, to ja się tuliłem z bł. Natalią Tułasiewicz". Nie mogłam uwierzyć, że przez cały ten czas siedział obok mnie! Sama bym sobie takiej niespodzianki nie zaplanowała!

Po prezentacji odwiedziłam jeszcze kościół Farny w Rzeszowie, o którym Natalia pisała w swoich Zapiskach:

„Kiedy weszłam w Rzeszowie do tego kościoła, w którym otrzymałam największą z łask, łaskę chrztu św. całe moje dotychczasowe życie ofiarowałam Bogu w ofiarowaniu mszy św. Była właśnie niedziela – z kazalnicy padały słowa jakby specjalnie dla mnie przeznaczone: o znaczeniu miłości w życiu katolika, o tym największym przykazaniu Chrystusa, którego realizacji w świecie pragnęłam zawsze i pragnę poświecić wszystkie siły. Jakże bardzo pokrzepiły mnie te słowa! Znalazłam w nich potwierdzenie, że właśnie w tej świątyni mojego chrztu Bóg daje mi znak, iż pełnię Jego wolę idąc tą drogą. Mam Mu służyć pośród świata (…). Nie lękam się tej służby, choć ona żąda najwyższego wysiłku, świętości”.


Wracając pociągiem do Krakowa nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co mnie dotąd spotkało.

KALINA WIELKA

W międzyczasie napisała do mnie Jagoda z pytaniem, czy może mam jak dostać się do Kaliny Wielkiej. Podczas projekcji filmu zakupiła dla siebie Zapiski bł. Natalii i odkryła, że Natalia była guwernantką w dworku w pobliżu Miechowa, jakieś 44 km od Krakowa. Byłam zdana na komunikację, więc nie brałam tego pod uwagę. Zaproponowała mi więc, że mnie tam zabierze. Kolejny raz poczułam się obdarowana! Rozpoczęłyśmy dzień od znalezienia grobu ojca Natalii, Adama Tułasiewicza, na cmentarzu Rakowickim, co zresztą okazało się niełatwym zadaniem. Potem, już z kawą, wyruszyłyśmy w drogę do Kaliny Wielkiej, aby zobaczyć dworek oraz kościół, do którego Natalia codziennie chodziła na Mszę św.

Kościół okazał się zamknięty. Tylko na chwilę załamałam ręce, ponieważ dostrzegłam z prawej strony plebanię i dzwonek przy furtce. Ku mojej wielkiej radości wyszedł do nas ksiądz i otworzył kościół! Naszym oczom ukazało się piękne wnętrze świątyni z obrazem Najświętszego Serca Pana Jezusa na ołtarzu. 


Kapłan opowiadał nam o rodzinie, u której Natalia pracowała jako guwernantka, pokazał tablicę pamiątkową zamontowaną tu z okazji beatyfikacji. Na koniec zaprosił na moment na plebanię, gdzie mogłyśmy podziwiać piękny obraz bł. Natalii Tułasiewicz, nauczycielki.

Jak dobrze kochana Natalio, że pisałaś w drogiej swemu Kalinie Wielkiej. Jak ogromną czuję wdzięczność, że mogłam chodzić tam Twoimi śladami i widzieć miejsca, które Ty widziałaś, a nawet modlić się w kościele, w którym Ty się modliłaś. W Zapiskach Natalii znajduję własną wrażliwość i miłość do przyrody i natury, które towarzyszą mi od lat.


To jeden z moich ukochanych cytatów, zapisany dokładnie 21 czerwca 1941 r. w Kalinie Wielkiej:

"Przepiękna pogoda. [...] Korzystałam z chwil poobiednich, aby je spędzić w ciszy zupełnej wśród zbóż, przetykanych teraz bogato chabrami. Niebo jak oczy niezapominajek. Białe, postrzępione obłoki, rozsiane po linii horyzontu, uwydatniają jeszcze mocniej błękit wklęsłości nieba. Zboże faluje łagodnie i rytmicznie. Jakże mi bardzo te rytm, w słońcu połyskliwy, przypomina morze".

To właśnie w tym miejscu Natalia zachwycała się niebem w kolorze niezapominajek, rozkoszowała się widokiem chabrów. Tutaj otrzymałam w prezencie od mojej towarzyszki pióro wieczne, właśnie w kolorze nieba i chabrów, które dziś przypomina mi o wizycie w Kalinie oraz przynosi w sercu uczucie ciepła na myśl o ludzkiej życzliwości.

Przed wylotem do Holandii jeszcze jedno spojrzenie na Wawel, gdy wracają do mnie słowa Natalii:

„Gdy widzę zamek, Kopernika, Pannę Marię, Kopiec i Wisłę, zawsze mogę w chwilach ciężkich wykrzesać w sobie ufność w lepsze jutro. Tu każdy kamień mówi o tym, co znaczy walka ducha z przemocą i niewolą. Kocham Kraków - kocham!”.

Niestety w międzyczasie 14 kwietnia, do Domu Ojca odszedł bp Piotr Turzyński - biskup pomocniczy radomski, delegat KEP ds. Duszpasterstwa Emigracji Polskiej i ds. Duszpasterstwa Nauczycieli. Zmarł po długiej chorobie nowotworowej.

Jako delegat KEP ds. Duszpasterstwa Nauczycieli był nierozerwalnie związany z osobą bł. Natalii Tułasiewicz. Pięknie o niej mówił, a w tym roku organizował także pielgrzymkę nauczycieli polskich do Ravensbrück, by uczcić 80. rocznicę śmierci patronki nauczycieli w Polsce. Sam podróżował śladami bł. Natalii i szukał okazji, aby przybliżać jej postać i rozszerzać jej kult:

"Szukanie śladów bł. Natalii Tułasiewicz w Hanowerze to była fascynująca przygoda” – mówił. Możemy także go zobaczyć w filmie „Błogosławiona” o życiu Natalii.

Co o samej Natalii mówił bp Turzyński?

"Natalia Tałasiewicz niesie w sobie wielkość chrześcijaństwa. Znała na pamięć całą Mszę św. po łacinie. Jest w jej postawie coś niezwykłego. Ona nigdy się nie załamywała. Realizowała swą misję nauczycielki i wychowawczyni nawet w obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, gdzie została zagazowana krótko przed jego wyzwoleniem. Była polonistką, nauczycielką, poetką, osobą nieprzeciętną, entuzjastką słowa i czynu. Charakteryzowała ją chłonność wiedzy, świata i ludzi. Kochała przyrodę i podróże. Fascynowała ją kultura, sztuka, muzyka, a obok tego apostolstwo ludzi świeckich".

Bp Piotr Turzyński był miłośnikiem Fiodora Dostojewskiego oraz J. R. R. Tolkiena. Lubił teatr i film, muzykę irlandzką i poezję śpiewaną. Grał na gitarze, kochał góry oraz jeździł na nartach i grał w siatkówkę. Jak wymarzony biskup Natalii. Wierzę, że spotkali się z Natalią przed Obliczem Ojca.

W międzyczasie, dzięki inspiracji z Zapisków bł. Natalii, sięgnęłam po wspaniałą książkę „Pełnia modlitwy” o. Jacka Woronieckiego OP. Wiedziałam, że podejmując decyzję o poświęceniu roku bł. Natalii Tułasiewicz i zagłębieniu się w jej Zapiski poważniej niż dotąd, czeka mnie sporo niespodzianek. Miały być dla mnie drogowskazami. Wiedziałam, że nie jest to tylko droga z Natalią, ale ma to być droga u boku Natalii w kierunku Chrystusa. Natalia wspominała kilkukrotnie o o. Jacku Woronieckim OP. Uczestniczyła m.in. w jego rekolekcjach i bardzo go ceniła.

Już pierwszej słowa publikacji o. Jacka wywołały we mnie dreszcz poruszenia:

„Najbardziej charakterystycznym może, a jednocześnie najtragiczniejszym momentem życia katolickiego w Polsce doby obecnej nie jest ani mały, ale zwarty zastęp jego przeciwników, ani liczniejsze rzesze obojętnych, tylko słaby stopień napięcia religijnego u tych, którzy szczerze pragną być wiernymi uczniami Chrystusa. Pomimo głębokiego przywiązania do świętej wiary katolickiej, pomimo regularnego spełniania praktyk religijnych, nie widać u nich tej pełni Chrystusowej, o której mówi św. Paweł w liście do Efezjan (Ef 4,13), nie znać tej „obfitości życia”, którą Chrystus przyszedł dać swoim owieczkom. Przeciwnie, ma się wrażenie, że elita katolicka w Polsce żyje tylko okruchami wiary, nie domyślając się nawet całego bogactwa, jakie się w niej zawiera”.

TUTAJ poznasz więcej moich refleksji po tej lekturze.

80. ROCZNICA WYZWOLENIA OBOZU W RAVENSBRÜCK

5 maja pragnęłam upamiętnić 80. rocznicę wyzwolenia obozu w Ravensbrück. To zapis w historii stojący pod hasłami "wolność" i "hańba".

Nie wszystko jest takim, jak na pierwszy rzut oka nam się wydaje. To dotyczy także historii. Im więcej lat mija, im więcej świadectw i głosów się odzywa, im bardziej się ją bada i z nią pracuje, tym mocniej zdamy sobie sprawę, że tak naprawdę mało wiemy. Nie wszystko jest białe albo czarne.

O tym, jak funkcjonował obóz koncentracyjny w Ravensbrück w dużej mierze dowiemy się ze wspomnień byłych więźniarek, takich jak pani dr Wanda Półtawska, które chciały o tym mówić. Nie było to oczywiste.

Od lat pragnęliśmy udać się do obozu w Ravensbrück, by oddać hołd ofiarom. Jestem wdzięczna, że dwukrotnie udało się odwiedzić to miejsce, które ma dla mnie bardzo duże znaczenie. Kocham historię i bardzo ważne jest dla mnie przybliżanie jej.

To tutaj, w ostatniej selekcji oddała swoje życie bł. Natalia Tułasiewicz - miesiąc przed wyzwoleniem obozu. Czasami myślałam o tym, że to tylko miesiąc, że gdyby nie ta ostatnia selekcja, Natalia mogłaby żyć. Jednak, jak wspomniałam, nic nie jest białe lub czarne. A wyzwolenie obozu w Ravensbrück wiąże się zarówno z pojęciem wolności, jak i hańby związanej ze sposobem, w jaki Armia Czerwona "dawała wolność" kobietom, które pozostały przy życiu. Wiele z nich z piekła obozu wpadło po prostu w kolejne piekło.

Stefania Wiatrolik-Balcerzak, współwięźniarka Natalii w Kolonii i Ravensbrück pisała w swoich wspomnieniach:

„[…] Dziękowałyśmy Bogu, że Nata nie doczekała tej drogi udręki i umęczenia. Dużo z nas po drodze wykończyli – zazdrościliśmy tym, co zmarli albo im śmierć zadano. Nie umiałyśmy im [oprawcom] wybaczać ani się za nich modlić, jak to potrafiła Natalia. Nie dorosłyśmy do takiego stanu jak ona”.

„Przez obóz w Ravensbrück […] przeszło sto jedenaście tysięcy kobiet różnej narodowości. Miejsce, gdzie przyroda stworzyła tak cudowne warunki, że mogło nazwać się rajem, […] Niemcy zamienili w istną Golgotę dla kobiet”, to fragment wspomnień Jadwigi Wilczańskiej z Lublina.

KOLONIA

Kolonia to czwarte co do wielkości miasto w Niemczech. W samym centrum miasta niedaleko Katedry Kolońskiej przy Appellhofplatz stoi szary, niczym nie wyróżniający się budynek EL-DE Haus nazwany od inicjałów właściciela budynku. W latach 1935-1945 w budynku tym znajdował się posterunek i areszt Gestapo.

W ostatnich miesiącach wojny na wewnętrznym dziedzińcu budynku straconych zostało kilkaset osób. Więzienne cele były przepełnione. Wśród więźniów byli przede wszystkim zagraniczni robotnicy przymusowi, kobiety i mężczyźni. W 1944 r. do jednej z cel kolońskiego więzienia trafiła polska nauczycielka, Natalia Tułasiewicz.

W 1943 r. jako ochotniczka zgłosiła się na roboty do Niemiec, gdzie w konspiracji działała pod rozkazami Polskiego Rządu w Londynie, jako świecki apostoł w ramach Wydziału Duszpasterskiego konspiracyjnej organizacji „Zachód”. Na wiosnę 1944 r. została zdekonspirowana i przewieziona najpierw do Hannoveru, a następnie do EL-DE Haus w Kolonii. To tutaj w trakcie śledztwa była torturowana i katowana. Mimo bardzo trudnych warunków, będąc wiezioną, Natalia prowadziła korespondencję, która zachowała się do dziś, a jej fragmenty zostały wydane w książeczce Przeciw barbarzyństwu.

"[...] Tu jestem w tym, co mam na sobie, więc i śpię w tym na deskach i marzę o własnym łóżku, łazience i nie dziadowskim ubraniu [...]”

"[...] Pomyśl, trzy i pół miesiąca nie widziałam słońca, powietrza ledwie mogłam łyknąć (śpiewka o tym mówi nasza: „jedzenie kacze, okienko dla szczura, ale wołamy hurra!”), jednak mię nie zmogło. Miałam ciężki świerzb. Już zaleczony, ale skóra ciągle mię swędzi, bo muszę spać w codziennym ubraniu. W ogóle, opowieści będzie bez końca i to jakich!"

W tej samej książeczce znajdziemy także wspomnienia o Natalii współwięźniarek z Kolonii, które są świadectwem, że błogosławiona nigdy nie traciła ducha i siły przetrwania.

"[...] Natę aresztowano w sobotę 29 kwietnia 1944 roku w chwili, kiedy miała pójść na operację gruczołu na szyi. […] Zeznania wstępne odbyły się 10 maja. […] Z Hanoweru przewieziono je do Kolonii. Tu przeżyły do dnia 18 sierpnia najgorsze katusze, szczególnie Nata. Miała siedzieć w tzw. „Einsitzu”, ale miejsca nie było, więc siedziały w piątkę. Stefania Wiatrolik, […] Teofila Turska, Danuta Aleksandrowicz, Janina Domagalska i Nata. […] Siedziały w piwnicy, gdzie z powodu ciasnoty i braku dopływu świeżego powietrza było gorąco i duszno jak w piecu chlebowym. Cierpiały wszystkie na świerzb, miały wszy odzieżowe. Na leżenie miejsca nie było [...]"

„[…] Dzień 16 maja 1944 był dla Naty krytyczny. Wyciągnęli ją ze snu na zeznania i wróciła z nich tak skatowana, że […] nie było na ciele jednego jasnego miejsca. Musiała się obnażyć i bito ją [...]"

"Dnia 28 września 1944 roku, wyjechały z Kolonii we trzy, tzn. Nata, Stefania Wiatrolik, Teofila Turska, do Ravensbrück. Pani Domagalska dowiedziała się od dozorującej Niemki, że [są] skazane na śmierć".

Pani Janina Domagalska wspominała: „[…] W Kolonii [Nata] często powtarzała: ‘bardzo chciałabym wrócić do domu, ale jeżeli większa Boża chwała będzie z tego, że umrę, to niech się dzieje wola Boża’”.

Natalię z Kolonii z wyrokiem śmierci skierowano do obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie w Wielki Piątek 1945 r. zginęła w piecu krematoryjnym tuż przed wyzwoleniem obozu.

Choć w 1945 r. Kolonia była intensywnie bombardowania i stanęła w płomieniach, a z większości budynków pozostała tylko sterta gruzów to o dziwo budynek EL-DE Haus pozostał niemal nie tknięty. Obecnie znajduje się w nim Centrum Dokumentacji Nazizmu w Kolonii. Podczas zwiedzania skorzystaliśmy z audioprzewodnika również w języku polskim.

To już drugi raz, gdy udaliśmy się do Kolonii, aby dotrzeć do więzienia, w którym przebywała Natalia. Tym razem doświadczenie to było dla mnie jeszcze silniejsze niż 3,5 roku wcześniej, ponieważ Natalia po prostu stała mi się bliższa. Spędziłam wiele godzin z jej Zapiskami, wiele godzin w podroży jej śladami, w miejscach, gdzie pisała, gdzie się modliła… Modliłam się o jej wstawiennictwo…

„[…] Nata, która miała wielkie nabożeństwo do św. Franciszka z Asyżu, zachęciła towarzyszki, by odprawiły nowennę do tego świętego o ‘promyk słońca’. Pod koniec tej nowenny pozwolono im po raz pierwszy na dworze wytrzepać koce. Odwykłe od światła słaniały się na nogach. Dał im ktoś wtedy parę czereśni, co było czymś nadzwyczajnym w więzieniu”.

Bardzo dotknął mnie widok celi numer 4, gdzie Natalia wraz ze współwięźniarkami czekała na wyrok śpiewając hymny Matce Bożej, słyszane przez przechodniów przez kraty. Ostatnim razem byliśmy tu z okazji moich urodzin w 2021 roku. Tym razem wybraliśmy się do Kolonii w maju.

Niedługo potem Natalia dała mi piękny znak z Nieba.

"Kim jestem, kim byłam, o tym przecież decydować będą nie tyle słowa, które na papierze zostaną, ale przede wszystkim to, co ze mnie żyć będzie w ludziach, w mojej rodzinie, w młodzieży, co stała się przedmiotem moich trosk wychowawczo-naukowych, wreszcie w tych, co zetknęli się ze mną na jakimkolwiek odcinku życia", pisała bł. Natalia Tułasiewicz.

13 czerwca pisałam o tym, że te słowa Natalii nabierają jeszcze mocniejszego wyrazu, gdy wiemy, jak zakończyło się życie Naty tutaj na ziemi.

13 czerwca 1999 r. Ojciec Święty Jan Pawel II dokonał aktu beatyfikacji 108 polskich męczenników, którzy ponieśli śmierć za wiarę w czasie II wojny światowej. Miało to miejsce podczas uroczystej Mszy św. w Warszawie na pl. Piłsudskiego. Natalia znalazła się w gronie beatyfikowanych męczenników jako jedna z dwóch świeckich kobiet.

Chcę przywołać słowa papieża Jana Pawła II, który tamtego dnia powiedział:

„Dzisiaj radujemy się̨ z beatyfikacji stu ośmiu męczenników duchownych i świeckich, to przede wszystkim dlatego, że są oni świadectwem zwycięstwa Chrystusa – darem przywracającym nadzieję. Gdy bowiem dokonujemy tego uroczystego aktu, niejako odżywa w nas wiara, że bez względu na okoliczności, we wszystkim możemy odnieść pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował”.

63 dni wcześniej, w pewne piątkowe południe w donicy na tarasie wysiałam ziarenka najróżniejszych polnych kwiatków. Znalazły się wśród nich też chabry. 12 czerwca zauważyłam pierwszy widoczny pączek spośród wszystkich zielonych łodyżek. Był to pączek chabra.

13 czerwca o poranku, również w piątek, Mąż zaproponował śniadanie na tarasie. Sprawdziłam więc jak się ma moja polna łączka. Pojawił się pierwszy prawdziwie rozwinięty kwiatek. Chaber. W rocznicę beatyfikacji Naty. Tego dnia mój Mąż wylatywał na kilka dni do Polski i ze zdjęciem Natalii stanął na pl. Piłsudskiego, gdzie 26 lat wcześniej beatyfikował Natalię Ojciec Święty Jan Paweł II.

GÓRA ŚWIĘTEJ ANNY

Lipiec to coroczny zjazd na Górze Świętej Anny. W roku 2025 kolejna historia zatoczyła koło - właśnie w tym miejscu!

Jak już wiesz, gdy 4 lata wcześniej w Holandii odkryłam kapliczkę św. Rity w Sint-Oedenrode, nie miałam pojęcia, że podczas jednego ze spotkań 22. dnia miesiąca w tym miejscu zostanie mi przedstawiona bł. Natalia Tułasiewicz. A było to właśnie 22 lipca 2021 r. Wspominałam o tym na początku tej opowieści.

W tym samym czasie usłyszałam o EBG, projekcie Ewangelizacji Bez Granic prowadzonym przez Szkołę Nowej Ewangelizacji z Gliwic, skierowanym do Polaków mieszkających za granicą Ojczyzny, chcących się formować i odpowiadać na słowa Pana Jezusa:

Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!
Mk 16, 15

W tym samym miesiącu zgłosiłam się, aby rozpocząć formację. Bardzo tego potrzebowałam. Na to samo wezwanie Chrystusa odpowiedziała bł. Natalia, choć w zupełnie inny sposób...

Nigdy bym nie pomyślała, że 4 lata później na corocznym zjeździe EBG na Górze Świętej Anny, będę mogła zaprosić naszych rodaków rozsianych po całym świecie, zgromadzonych tu dla Imienia Jezus, na projekcję filmu "Błogosławiona" o życiu bł. Natalii Tułasiewicz. Drogi naszego Pana zaskakują!


22 lipca 1942 r. Natalia zapisała w swoich notatkach:

"[...] jestem całkowicie wszczepiona w Chrystusa, że jak święty Paweł mówi: Żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus. Od tej chwili wszystko w moim życiu zaczynam od Niego i na Nim kończę. Już nie jestem sobą. On działa we mnie".

Kocham wstawiennictwo świętych i znów namacalnie przekonuję się, jak Pan Bóg niesamowicie prowadzi swoje ścieżki.

"Niech wasze ograniczenia was motywują" - usłyszałam te słowa na rekolekcjach na Górze Świętej Anny. Pomyślałam sobie, że tak było ze mną i filmem o bł. Natalii Tułasiewicz.

Dokładnie w 4. rocznicę poznania bł. Natalii Tułasiewicz, a moje imieniny, mogłam opowiedzieć o niej wśród uczestników rekolekcji z całego świata na Górze Świętej Anny, a później zaprosić ich na projekcję filmu „Błogosławiona”.


Wśród obecnych na rekolekcjach były osoby z Norwegii czy Ostrowca Świętokrzyskiego - miejsc związanych z Natalią. Po filmie był czas na ożywione dyskusje i podzielenie się wrażeniami oraz nadzieją na spotkanie w tych miejscach - na drogach z błogosławioną oraz na zakup zamówionych przeze mnie książek.

Czy gdybym wcześniej obejrzała ten film miałabym taką pasję do zorganizowania projekcji? Nie wiem. Ale wiem, że w tym wypadku moje ograniczenia okazały się motywacją, która otworzyła nowe drogi.

Gdyby nie ta pierwsza projekcja w Krakowie pewnie nie pojawiłby się pomysł, by zaprosić do niej teraz. Łukasz Kukier, lider naszej formacji uwierzył w moją pasję, a ja mogłam się nią podzielić!

TUTAJ znajdziesz mój wpis z refleksjami po rekolekcjach na Górze Świętej Anny.

Zaraz po rekolekcjach wyruszyliśmy do miejscu, gdzie Natalia zapisała słowa, które brzmią jak moje własne wyznanie:

"Tak bardzo kocham góry!", Mszana Dolna, 10 sierpnia 1940 r.

To był jeden z tych momentów, gdy naprawdę trudno było mi uwierzyć, że naprawdę, naprawdę będę mogła tam być…

Ale jeszcze po drodze kolejne spotkanie w towarzystwie św. Rity. Bo Marta napisała "A może spotkamy się w Wadowicach, przyklękniemy u św. Rity i pójdziemy na kremówkę, a może nawet do Karmelu i Twojego Rafała?". Tak też zrobiłyśmy. Po latach wróciłam do kościoła w Oświęcimiu, w którym kilka lat temu pierwszy raz ucałowałam relikwie św. Rity wybierając ją na moją patronkę tamtego Wielkiego Postu.

Tak więc i dla mnie tu się wiele zaczęło! Gdybym nie wybrała św. Rity na patronkę, nie spotkała jej relikwii w Wielkim Poście w Wadowicach, nie myślałabym pewnie dziś, jak bardzo niezwykłą drogą prowadził mnie Bóg do kapliczki św. Rity w Holandii. Dopiero te wszystkie punkty składają się w całość.

Na drodze do Mszany spędziliśmy miły czas w Oświęcimiu w towarzystwie Marty i jej Męża, zjedliśmy pyszne kremówki, wypiliśmy kawkę i odwiedziliśmy Karmel, który przywitał nas słowami: „Idźcie do Józefa!”.

MSZANA DOLNA

Jadąc w kierunku Mszany trzymałam w dłoniach Zapiski Natalii i czytałam słowa zanotowane przez nią 10 sierpnia 1940 r.:

"Jestem z Mamusią w Mszanie, u przemiłych ludzi. Wypoczywamy po wszystkich wstrząsach ostatnich tygodni, oddychamy z radością słońcem i zapachem lasów. Tak bardzo mi tu dobrze, i tak jestem szczęśliwa [...]. Ileż w tym łaski Bożej, że mogłyśmy tu przyjechać, że widzimy góry, że oddychamy pięknem! Gdyby nie świadomość, że jest wojna, jakże byłoby człowiekowi lekko na duszy!

[...] Tak bardzo kocham góry. A po zeszłorocznym moim pobycie nad morzem, ciągle wydaje mi się, że te dookolne łańcuchy górskie to fale - olbrzymy gigantycznego zielonego oceanu. [...] Być może, że jestem człowiekiem, który umie się radować, to znaczy cieszy go to, czego inni ludzie przeważnie albo na ogół nie dostrzegają. Zwłaszcza przyroda w całej swojej zmienności, niepowtarzalności, przepychu a zarazem prostocie, działa na mnie upajająco, zmusza mnie do wewnętrznego uniesienia. W takich chwilach modlę się całym duchem, rozmawiam z Bogiem uwielbieniem moim, mówię doń wierszami niepowtarzalnymi, śpiewam, jak umiem, swój zachwyt.

Gdybym mogła przypuszczać, że otoczenie nie posądzi mię o brak jednej klepki, krzyczałabym jak dziki swoją szczęśliwość i uwielbienie nieba ziemią. [...] Gdy mi jest dobrze, chciałabym cały świat opromienić swoją słonecznością".

85 lat po bł. Natalii patrzyłam na góry, na widoki, o których napisała. To jedne z moich ukochanych cytatów. Notatki zapisane właśnie w Mszanie Dolnej. Naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, że nocujemy w tym miejscu… Gdyby nie Natalia pewnie bym tutaj nie dotarła i ominęłoby mnie to piękno. Okolice Mszany to jedno z najmilszych miejsc w Polsce, w których miałam możliwość się znaleźć. Kolejny raz poczułam, że nasz Pan prowadzi mnie przez Zapiski Natalii tam, gdzie spełniają się po prostu pragnienia mojego serca.

Niesamowite, że Mąż znalazł nam nocleg „Pod Lubogoszczem”. Lubogoszcz to góra, o której wspominała Natalia. Właściciele domu, w którym nocowaliśmy nie znali postaci bł. Natalii, więc zostawiłam im w biblioteczce małą książeczkę Poprzez ziemię ukochałam niebo. I to był właśnie jeden z tych noclegów, gdy od łazienki w pokoju ważniejszy był widok z okna. Góry. Gdy wyszłam na balkon łzy płynęły mi ciurkiem. To te miejsca widziała bł. Natalia Tułasiewicz.

Kolejne wskazówki, które znalazłam w Zapiskach Natalii, zanotowane właśnie w Mszanie, nie dotyczą podróży w sensie fizycznym, ale drogi duchowej:

„Nie czytam Pisma Św. pierwszy raz, a przecież znowu czytam je tak, jakby to była nieznana mi lektura. Tylko, że odtąd ta książeczka już mię nigdy nie opuści. Podarowała mi ją w Krakowie Maryśka R. (w wydaniu kieszonkowym). Nie mogła mi sprawić większej radości! Czytam co dzień i będę czytała co dzień póki tchu starczy”, Mszana Dolna, 8 września 1940 r.

Jak dobrze jest sięgać po Słowo.


Następnego ranka mieliśmy uczestniczyć w pierwszej Mszy św. w kościele św. Michała Archanioła. Podekscytowana obudziłam się jeszcze przed budzikiem, a mój Mąż żartował, że to ja musiałam budzić budzik. Mieliśmy udać się do kościoła, do którego chodziła Natalia spędzając czas w Mszanie:

„[…] tak się cieszę, że Matusia tu mogła być co dzień na mszy św., że razem przystępowałyśmy do codziennej komunii św. i w pogodzie wewnętrznej wspomniałyśmy wspólnie wszystkie cierpienia ostatniego roku i łaski nimi spowodowane”, Mszana Dolna, 26 września 1940 r.

To kościół św. Michała Archanioła. Po Mszy św. przejechaliśmy jeszcze obok budynku, w którym Nata mieszkała w czasie pobytu w Mszanie. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Przed nami były Witowice i Tropie.

WITOWICE

Tum w majątku Brezów, Natalia uczyła języka polskiego dziewczynki – Teresę i Zofię. Tak naprawdę zaczęłam marzyć, by wybrać się w te strony ze względu na widoki przedstawione w filmie „Błogosławiona”. Pani Natalia, krewna Natalii, powiedziała mi, że wszystkie miejsca, w jakich nagrywane były sceny do filmu, są miejscami, które rzeczywiście znalazła się Natalia. Moją uwagę szczególnie zwrócił widok na kościółek w Tropiu, do którego udawała się Natalia podczas pobytu w Witowicach:

„Z pasją przestudiuję, co się da i zwiedzę, ile tylko będę mogła. I ten kościółek, dla którego prawie co dzień przeprawiam się przez Dunajec, w parafii Tropie, jest też jednym z najstarszych w Polsce”, Witowice, 16 marca 1941 r.

Z przypisu dowiedziałam się, że to kościół wzniesiony w miejsce pustelni św. Świerada z zakonu benedyktyńskiego. Czy już wspominała, jaką miłością darzę benedyktynów? Moim wielkim marzeniem duchowym i podróżniczym było, aby udać się do św. Benedykta na Monte Cassino. Tak też się stało! Teraz jednak wracam nad jezioro Czchowskie. Nie mogłam się doczekać, aby na własne oczy zobaczyć kościół św. Świerada i Benedykta. To było niesamowite doświadczenie – przekroczyć próg świątyni z XI wieku. Nie mogłam się napatrzeć na widoki dookoła kościoła, ciężko było mi opuścić świątynie. Kocham takie miejsca. I pomyśleć, że mogłabym tu nigdy nie trafić, gdyby nie Natalia. Jak wiele pięknych wzruszeń by mnie ominęło!

Dworek, w którym przez pewien czas mieszkała Natalia dziś jest własnością prywatną, mogłam więc zobaczyć jego fragment tylko przez bramę.

„Przywiązałam się do mojego kąta w Witowicach. Ten pokoik ma aurę i styl celi klasztornej, ale dobrze mi w nim było. Kocham ubóstwo, dlatego ten, raczej biedny pokoik, stał mi się miły. […] Psy tutejsze zaprzyjaźniły się ze mną także. Cenię to sobie. Zwierzęta mają instynktowny osąd człowieka”, Witowice, 9 kwietnia 1941 r. [urodziny Natalii]

KRYNICA

Krynica na naszej liście - to dla mnie była prawdziwa niespodzianka. W pierwszej kolejności dlatego, że zupełnie nie spodziewałam się, że będzie na naszej trasie. A po drugie dlatego, że właśnie tu Natalia Tułasiewicz pisała swoje notatki… 24 lipca! Czyli dokładnie tego dnia, gdy tu nocowaliśmy, w rocznicę naszych zaręczyn. Nie planowaliśmy tej zbieżności dat! Byliśmy bardzo miło zaskoczeni Krynicą, jej spokojem i miłą atmosferą. Na kolację zjedliśmy smaczną pizzę, a rano pyszne śniadanie w jednej z kawiarni, tuż po Mszy świętej! Jejku, znowu jadłam pączka! Niech na moje usprawiedliwienie będzie fakt, że cały rok praktycznie ich nie jem. Nocowaliśmy w miejscu o nazwie "Dom na Skale". Jak pięknie.

Najbardziej niedostępne miejsce

Kiedy obiecałam bł. Natalii, że odwiedzę wszystkie najważniejsze miejsca z nią związane, myślałam sobie, że to jedno jest chyba najbardziej niedostępne. Pomyślisz może, że to bardzo dziwne – miejsce to bowiem nie leży na Antarktydzie, nie chodzi mi nawet o Norwegię, którą kochała. A o miejsce dużo bliższe, a jednak tak bardzo odległe. Domyślam się, że można nie uwierzyć, że to miejsce wydaje mi się aż tak trudno dostępne. To wszystko wynika z wieloletnich barier, które sama sobie stawiałam.

Z wielką radością i wdzięcznością dzielę się na moim blogu opowieściami, widokami z podróży, których doświadczamy z Mężem, a w tym roku nawet doświadczałam sama. Nie zawsze jednak tak było.

Przed poznaniem Męża marzyłam, żeby wrócić w miejsce, które pozostawiło ogromny sentyment w moim sercu. Potrafiłam snuć marzenia, jak byłoby wspaniale znów zobaczyć ukochane widoki, z którymi łączą mnie wspomnienia z dzieciństwa, harcerstwa. Czasem marzenia o podróży wydają się tak trudne do zrealizowania. Ale ja marzyłam o wyprawie w... Góry Świętokrzyskie!

Może i jest to trudna eskapada, gdy się mieszka w Szczecinie, czy nawet Jeleniej Górze. Albo w Holandii? Ale ja mieszkałam... pod Warszawą. Niecałe 200 km. Jakieś 2 godziny jazdy pociągiem. A wydawało się, jakby co najmniej była to podróż za ocean. Choć w tamtym momencie dla mnie chyba podróż za ocean mogłaby okazać się łatwiejsza.

W tamtym czasie nie umiałam spełniać marzeń, nie udawało mi się wyfrunąć. Wszystko wydawało mi się za trudne. Przeżywałam to w głowie, pielęgnowałam tęsknotę... Jednak Bóg otworzył moją klatkę rękami mojego Męża.

Dwa tygodnie po pierwszej randce, mój przyszły Mąż powiedział, żebym się spakowała na cały dzień wycieczki, ale nie zdradzi, dokąd. I tak wyruszając z samego rana, niecałe 2 godziny później moim oczom ukazały się... Góry Świętokrzyskie. Była Łysica, Święta Katarzyna i kilka innych miejsc. Bez większego planu z mojej strony, bo byłam zaskoczona! Nie miałam pojęcia, co chcę tam robić i jak wykorzystać możliwość spełnienia marzenia, na które czekałam (biernie) latami.

Od tamtej pory nie przestaliśmy podróżować. Bóg pokazał nam pragnienia i pasje skryte w naszych sercach i daje nam odwagę do kroczenia za nimi. Gdy kilka lat później, już po naszym nawróceniu, spacerowaliśmy po plażach Normandii, po wyspie Guernsey, mówiłam do Męża: "A pamiętasz, jak kiedyś trudno było mi wybrać się, tak po prostu w Góry Świętokrzyskie?".

I znów parę lat później, już z Holandii, zaczęłam marzyć, że naprawdę mogłabym się znaleźć w Górach Świętokrzyskich śladami Natalii, ale… nie tylko. Wszystko przez to, co wyczytałam między wierszami w jej Zapiskach. Ja naprawdę zdaję sobie sprawę, że nie każdy zobaczyłby w tym konkretnym fragmencie to, co ja tam zobaczyłam. I nie mam na myśli wcale tego, że jestem bardziej bystra, itd. O nie. Miały na to wpływ lata, całe lata tęsknoty za Górami Świętokrzyskimi, wracanie wspomnieniami na Święty Krzyż i… wałkowanie co i raz jednej piosenki. Piosenki, która bez wątpienia mogę nazwać piosenką mojego życia. „Major Ponury”.

Ogromne emocje towarzyszyły mi, gdy pisałam o tym do swoich Patronów. Nigdy jeszcze tego nie spisałam, a istniały dotąd może 3 osoby, z którymi podzieliłam się tą historią.

Otóż w nocy z 12 na 13 lipca 1943 roku oddział Armii Krajowej pod dowództwem por. Jana Piwnika „Ponurego” dokonał ataku na niemiecki pociąg pośpieszny w okolicy Michniowa, na trasie Kraków–Warszawa. Był to odwet za częściowe spalenie wsi i zamordowanie ponad 100 mieszkańców przez niemiecką ekspedycję karną, co miało miejsce 12 lipca. Właśnie w tamtym czasie na tej trasie poruszała się pociągiem ze swoją mamą Natalia Tułasiewicz, która z datą 14 lipca 1943 r. zapisała takie wspomnienie w swoich notatkach:

"Nie dziw więc, że biegłam dziś jak na skrzydłach na mszę św. by podziękować najserdeczniej Bogu, że mi pozwolił po skończonych pracach krakowskich przywieźć Matusię szczęśliwie, ku ogólnej rodzinnej radości. Ominęła nas też po drodze wielokrotna rewizja dokumentów, bo na nas obie i nasze walizy machnięto ręką, szczęśliwie też minęłyśmy strefę burzy, gdzie poprzedniej nocy napadli ludzie leśni na pociąg, mszcząc się Za spalenie wsi Michowa. Przejeżdżając widziałyśmy podpalony las, dym niósł, się bardzo daleko ciężką chmurą sadzy. To podobno ekspedycja karna podpaliła las, aby się zemścić na ludziach lasu za napad na pociąg!". Natalia miała tu na myśli wieś Michniów.

Od lat śpiewam w sercu Pozdrówcie ode mnie Świętokrzyskie Góry – szepnął i skonał Major Ponury…, więc gdy przeczytałam ten fragment w Zapiskach Natalii, serce mi przyspieszyło, zrobiło mi się gorąco i aż mi zabrakło tchu ze wzruszenia. Moja ukochana błogosławiona i Major Ponury, którego nazwisko w naszym domu pada od lat. Połączyło ich moje ukochane miejsce na mapie i do tego zostało to udokumentowane! Mam to czarno na białym. Choć oczywiście nigdzie nie pada jego nazwisko. Ale ja od razu z zapartym tchem zaczęłam sprawdzać, czy ta akcja miała coś wspólnego właśnie z Janem Piwnikiem. Ciężko mi było w to uwierzyć. Sprawdzałam sto razy!

Jan Piwnik „Ponury” dwukrotnie został odznaczony krzyżem Virtuti Militari V klasy. O jego działalności opowiadano historie i układano piosenki. Jego biografia stała się kanwą dla wielu powieści i opowiadań. "Ponury" poległ 16 czerwca 1944 r. pod Jewłaszami nad Niemnem, podczas ataku na niemieckie bunkry.

Kiedy tylko przeczytałam te słowa w Zapiskach Natalii zaczęłam się zastanawiać, czy byłoby możliwe wybrać się w Góry Świętokrzyskie – zobaczyć Ostrowiec Świętokrzyski, gdzie przebywała Natalia z rodziną po przymusowym wysiedleniu z Poznania, a jednocześnie znaleźć się w miejscu działań Majora Ponurego. Może nawet odwiedzić miejsce jego pochówku? Nawet nie umiem powiedzieć, jakie miałam dreszcze na myśl o tym wszystkim. Historia tak mnie interesuje, że nie umiem opisać tego słowami.

Sprawdzałam bilety na samolot sto razy. Mąż podpowiadał: „Może przenocujesz w Laskach?”. Tak, przecież powinnam pomyśleć o noclegu. Jejku czy naprawdę udałoby mi się połączyć wizytę w Laskach pod Warszawą, gdzie Natalia odbyła swoje ostatnie rekolekcje przed wyjazdem do Niemiec z Górami Świętokrzyskimi? Muszę przyznać, że na samą myśl kręciło mi się w głowie. Nie umiałam uwierzyć, że to mogłoby się wydarzyć.

Sprawdziłam więc moją skarbonkę na Patronite, koszt biletów i zadzwoniłam do Lasek, gdzie bł. Elżbieta Czacka założyła ośrodek dla ociemniałych. Po przeliczeniu okazało się, że uda mi się jechać na przedłużony weekend – pobyć w Laskach w ciszy, pojechać do Ostrowca Świętokrzyskiego, dotrzeć do kolejnych miejsc ważnych dla Natalii.

Oddałam to Matce Bożej - w święto Matki Bożej Częstochowskiej kupiłam bilety na samolot! Zarezerwowałam też nocleg u sióstr ze Zgromadzenia Franciszkanek Służebnic Krzyża.

Cały wrzesień przygotowywałam się wewnętrznie do tego wyjazdu, planując każdy szczegół, bo logistyka była dość skomplikowana. Szukałam cytatów, zapisywałam sobie. Planowałam podróże, pociągi, godziny… Jednocześnie kończyłam tegoroczną edycję jesiennego e-booka i szykowałam się na pierwszy dzień jesieni, gdy mieliśmy obudzić się w San Giovanni Rotondo u św. Ojca Pio.

Nadszedł październik…

LASKI

Październik rozpoczęłam myślami Natalii o podróży i oddaniu Matce Bożej:

"...wszyscy podróżni liczyli na jakieś dwie godziny czekania, więc i ja rozpoczęłam tę kwarantannę w optymistycznym nastroju ducha. Pochodziłam tu i tam, przyglądając się bacznie ludziom, potem siedząc w kątku korytarza na walizce odmówiłam sobie wszystkie części różańca. Czas mijał, podróżnych czekających na połączenie w różnych kierunkach zaczęło napływać. Z wolna stałam się kroplą w morzu głów stłoczonych", napisała o swojej podróży do Rzeszowa Natalia.

W innym miejscu znajdziemy myśl z chwili tuż przed ostatnią opisaną w "Zapiskach" nataliową podróżą:

"Wierzę też w szczególną opiekę Matki Najświętszej. Jej kult noszę w sercu od najwcześniejszych dni życia. Ona to dała mi moc sodalicyjnego życia, Ona, Łaski pełna, najlepiej zbliża do Najwyższej Miłości".

Pani Halina Krasoń, autorka rozważań różańca świętego z bł. Natalią Tułasiewicz wydanych w formie malutkiej książeczki pisze, że nataliowa droga do świętości opierała się na całkowitym zaufaniu Bogu i Jego Najświętszej Matce.

"Bł. Natalia zachęca nas, abyśmy nie bali się wyruszyć w duchową podróż związaną z ziemskim życiem Jezusa i Maryi" dodając, że Natalia heroicznie przemierzała "z Maryją różańcowy szlak od Nazaretu - poczęcia - do Jerozolimy - zmartwychwstania".

Natalia "uczyła się w szkole Maryi, na czym polega obcowanie z Tym, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Dobrze rozumiała to przesłanie, wiedziała, że na drodze życia jej i każdego z nas radość nawiedzenia Ain Karem i narodzenia w Betlejem przeplata się z goryczą i bólem osamotnienia w Ogrójcu i na Golgocie".

Byłam trochę zmartwiona rzeczami, które się nie układały w planowaniu tego wyjazdu. Dobre pytanie zadał mi Mąż - czy jeżeli chcę iść, podróżować drogą z Natalią, to jestem przygotowana, że nie wszystko będzie po mojej myśli. Przecież Natalia szła drogą Chrystusa, a On nie obiecywał nam drogi łatwej i przyjemnej. Tak, jak napisała mi też przyjaciółka - czasem to, że plany się "sypią" może się okazać większym błogosławieństwem, choć oczywiście na początku trudno nam tak to zobaczyć. A jednak On wie lepiej.

Myślałam, że wyruszam w tę podróż sama, ale Natalia była blisko mnie.

Na drogach z Natalią, w Rzeszowie spotkałam się z autorką rozważań różańcowych z bł. Natalią oraz do Drogi Krzyżowej, panią Haliną Krasoń. A różaniec zrobiła dla mnie Irenka, o której już wcześniej wspominałam. Prowadzi na Instagramie profil "Jak paciorki różańca".

Nadszedł dzień mojego wylotu do Warszawy. Na lotnisku okazało się, że mój lot jest opóźniony o godzinę. Wiedziałam, że siostry w Laskach będą czekały na mnie z kolacją. Później okazało się, że lot opóźni się o kolejną godzinę. Zaczynałam być już trochę zestresowana, że siostry zamiast spać spokojnie będą czekać, bo ktoś musi mi otworzyć.

Gdy doleciałam z dwugodzinnym opóźnieniem było już ciemno. Miałam do wyboru dwie opcje - jechać komunikacją prawie 1,5 h albo 30 min Uberem, którego koszt z lotniska wynosił…200 zł. Nie chciałam się zdecydować na tak kosztowną opcję. Jednocześnie nie umiałam pogodzić się z myślą, że siostry będą czekały na mnie aż do 22:00! Mąż podpowiedział mi, abym podjechała kilka przystanków autobusem bliżej, a stamtąd Uber kosztował już 5 razy mniej. Ufffff!

Gdy ostatecznie udało się dotrzeć do Domu Rekolekcyjnego w Laskach czekała na mnie przemiła, kochana i uśmiechnięta siostra z kolacją. Porozmawiałyśmy chwilę, opowiedziałam jej o mojej misji. Gdy nareszcie poszłam do pokoju, usnęłam z różańcem w ręku nawet nie wiem przy którym "Zdrowaś Maryjo"...

Zdaje mi się, że przyłożyłam głowę do poduszki, gdy o 5.45 zadzwonił budzik. Wiedziałam, że jeśli chcę skorzystać z chwili w Laskach, a jednocześnie załatwić wszystkie osobiste sprawy w Warszawie, nie mam ani chwili do stracenia. Wyszłam na spacer i gdy pełna myśli związanych z organizacją i czasem szłam przez las na terenie ośrodka sióstr franciszkanek poczułam się jak... w Niebie. Całe napięcie całkowicie się rozpłynęło. Szłam z uśmiechem na ustach. Jakoś tak czułam, że właśnie tak będzie w Laskach. Inny świat. Niebo.

Moje serce rwało się do przyjazdu tu po tym, gdy przeczytałam słowa Natalii o tym miejscu:

"[...] Bardzo pokochałam tę kapliczkę w Laskach; cechuje ją przepiękna, powiedziałabym wytworna duchowo prostota. Tam, w tej kaplicy, opowiadałam mojemu Panu, przez wszystkie dni ostatniego swojego pobytu w kraju, jak bardzo Go miłuję. I mówiłam Mu, że gdybym miała powrócić z takim cierpieniem, jakie widziałam w Laskach, jeszcze Go za to uwielbię. Gdybym miała tysiąc oczu, a Pan zechciałby mi je zabierać kolejno, jeszcze oddałabym Mu je z radością".

Gdy podczas różnych spotkań pytano mnie, jakie mam podróżnicze marzenia na drogach z Natalią, mówiłam o Laskach. Ten opis dotknął mojego serca. Kocham przyrodę. Pokochałam czas w ciszy w klasztorze z siostrami podczas weekendu w ciszy jesienią 2024. To doświadczenie zapisało się w moim sercu. W Zapiskach Natalii znajdowałam po prostu prowadzenie drogami mojej własnej wrażliwości.

Któregoś razu byliśmy tu, w Laskach, przejazdem, na chwilkę. Od tamtego momentu wiedziałam, że marzę, aby tu wrócić, zasnąć tu i tu się obudzić. Udało się. Jednak dopiero kolejnego dnia na Mszy św. dotarło do mnie z całą mocą, jak Pan ułożył tę drogę. Bo przecież modliłam się w kaplicy pełnej Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, śpiewając wspólnie Pieśń Słoneczną św. Franciszka w dniu jego wspomnienia.

Natalia także kochała podróże śladami świętych. Dlatego też, gdy trafiły w moje ręce jej Zapiski poczułam, że jest moją bratnią duszą. Już na początku tomu z Zapiskami znajdziemy wzmiankę o tym, że jej marzeniem jest pomodlić się przy grobie św. Franciszka z Asyżu. Św. Franciszek z Asyżu był pierwszym świętym, którego zaczęliśmy poznawać i którego pokochałam. On towarzyszył nam w czasie pierwszej podróży innej niż wszystkie – naszej podróży poślubnej po Włoszech. Jednym z najważniejszych przystanków naszej wyprawy był właśnie Asyż i modlitwa przy grobie św. Franciszka.


W innym miejscu Natalia zapisała:

"Ideałem artysty po dziś dzień jest dla mnie św. Franciszek. Bo to, co spontanicznie tworzył, wyszło z ducha Miłości i było całkowicie zgodne z linią jego wewnętrznego życia. Mój głód artystycznego wyżycia w dziele sztuki z tego samego wywodzi się źródła. Chcę tworzyć z miłości".

Tworzyć z miłości... Gdy przeczytałam te słowa pomyślałam sobie, że nie chcę być tutaj, w przestrzeni internetowej, z żadnego innego powodu

W Laskach nie znano zbyt dobrze postaci bł. Natalii Tułasiewicz, zaproponowałam więc by wspólnie obejrzeć film. Przyznam, że wzięłam ze sobą laptop z takim skrytym pragnieniem - a nuż się uda zachęcić siostry do wspólnego obejrzenia? Nie nastawiałam się na to, ale gdzieś w sercu cały czas miałam to pragnienie. Idąc za natchnieniem zaproponowałam to i siostry ochoczo się zorganizowały.

W poniedziałek o 14:00 grupa sióstr franciszkanek stawiła się w sali św. Pawła w Domu Rekolekcyjnym. Byłam wzruszona, bo powiedziały mi, że w międzyczasie zapoznały się z życiorysem bł. Natalii! To pragnienie tkwiło mocno w moim sercu, ponieważ bł. Natalia związana była z tym miejscem, a w filmie pojawiają się nawet sceny nagrywane w Laskach.

Siostrom tak bardzo spodobał się film, poczuły taką więź z bł. Natalią, że poprosiły o zorganizowanie drugiego seansu w godzinach wieczornych. Umówiłyśmy się na kolejną projekcję około godziny 19:00.

Na tym zdjęciu znajduje się tylko część grupy, która uczestniczyła w projekcji, zarówno siostry, jak i wychowankowie i kadra nauczycieli. Jedna z wychowanek wystąpiła nawet w filmie! Była bardzo szczęśliwa, że mogła słyszeć wszystko dzięki opowiadaniu - będąc niewidoma, nie mogąc nawet zobaczyć filmu wiedziała o czym mowa i zachwyciła się postacią bł. Natalii. Jej entuzjazm poruszył moje serce.

Wszyscy, zarówno siostry, jak i kadra, byli bardzo dotknięci i wzruszeni produkcją. Popłynęły łzy. Siostry natychmiast zaczęły szukać informacji o bł. Natalii Tułasiewicz, przeglądały swoje książki i zaplanowały przejrzenie archiwum w celu znalezienia wzmianek o niej. Nie mogły przestać o tym mówić!

Nie umiem powiedzieć, jak ogromną czułam wdzięczność, że mogłam nie tylko odwiedzić te ważne miejsca związane z bł. Natalią Tułasiewicz, w tym ostatnie ostatnie miejsce jej pobytu, ale też, choć w maleńkim stopniu, stać się częścią Lasek. To miejsce zajmie szczególne miejsce w moim sercu. Chcę mówić o nim każdemu!

"Kto szuka w Laskach przyjaźni tylko ludzkiej i chce tej przyjaźni wyłącznie dla siebie - znajduje na swojej drodze same zgryzoty i cierpienia. Kto kocha bliźnich w Bogu, kocha ich i Boga coraz więcej, a umartwienia i cierpienia, nieodłączne od życia, przyjmuje z radością dla jedynego Przyjaciela swego.

Dlatego, kto szuka w Laskach prawdziwej, Bożej, uczciwej, szlachetnej przyjaźni i chce znaleźć w Laskach dom rodzinny, nie szukając dla siebie (i tylko dla siebie) wyłącznych uczuć, ten znajdzie i powinien znaleźć oparcie i przyjaźń", bł. Matka Elżbieta Czacka

Jeśli bym kiedyś zwątpiła w to, że Bóg zawsze mnie zaskoczy, spojrzę na to zdjęcie.

Jeśli bym kiedyś zwątpiła, że Bóg jest dobry, spojrzę na to zdjęcie.

Jeśli bym kiedyś zwątpiła, że ta droga ma sens, spojrzę na to zdjęcie.

Jeśli bym kiedyś zwątpiła, czy warto robić, to co robię mocą Bożą, spojrzę na to zdjęcie.

Jeśli bym kiedyś zwątpiła, czy na świecie jest jeszcze dobro, spojrzę na to zdjęcie.

Jeśli bym kiedyś zwątpiła... Spojrzę na to zdjęcie.

Bóg mnie obdarował tak, że chyba nie zamknie się to w żadnych słowach. Każdy krok z bł. Natalią Tułasiewicz w tym roku jest niezwykły. Z każdej wyprawy otrzymuję większe dobro, niż mogłam sobie wyobrazić. Za każdym razem myślałam, że wiem po co jadę, ale ostatecznie okazywało się, że naprawdę mało wiedziałam.

Ale jeśli wcześniej mało wiedziałam, to nawet nie wiem, co powiedzieć teraz?

Jak zamknąć w sercu uczucia, które je wypełniały, gdy na spontaniczną projekcję filmu o bł. Natalii Tułasiewicz, w Laskach (!) przyszły dzieci, wychowankowie domu, Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi....

Gdy mi się wydaje, że są bariery trudne do pokonania, co miałabym powiedzieć w zetknięciu z nimi? I z siostrami, które roztaczają taką miłość...

To była najbardziej niezwykła projekcja filmu o bł. Natalii Tułasiewicz w roku jej poświęconym. Dostałam więcej, niż mogłam dać.

Miłość, którą siostry roztaczają wokół siebie sprawia, że można w tym miejscu poczuć się jak w Niebie... Takie małe ziemskie wyobrażenie Nieba. Mówienie o bł. Natalii Tułasiewicz w takim miejscu było dla mnie ogromnym zaszczytem. Trochę tylko się martwiłam, jak to będzie wrócić. Czułam, że będę bardzo tęsknić!

Zbliżając się do Lasek, poznając ich historię, nie można nie wpaść na postać Pani Zofii Morawskiej, nazywanej powszechnie "Panią Zulą", która po prostu jest w to miejsce wpisana. Ja natomiast dowiedziałam się o niej dużo wcześniej z Zapisków bł. Natalia Tułasiewicz. I wiedziałam, że będę tam na kilka dni przed rocznicą jej śmierci.

Postać Pani Zuli wpisała się w życie Natalii właśnie poprzez Laski i konspiracyjną akcję pod pseudonimem "Zachód", której zadaniem miało być niesienie duchowej i moralnej pomocy Polakom wysyłanym na przymusowe roboty do Niemiec.

Jak dowiedziałam się z książki Nie mów o mnie, pani Zofia Morawska do Lasek przybyła 1 listopada 1930 r., "jako dwudziestosześcioletnia niedowidząca panna z bardzo dobrego domu. Szukała pomysłu na życie". I tak, jako jedna z wielu w historii Lasek, znalazła go właśnie tam - w Dziele Matki Czackiej.

"Była ostatnią z heroicznego pokolenia budowniczych Lasek - pierwszego w Polsce nowoczesnego ośrodka rehabilitacji niewidomych, a także miejsca formowania katolicyzmu [...], które ukształtowało wielu wybitnych Polaków XX wieku".

Zaczęłam od małych spotkań z Panią Zofią, do której Natalia pisała listy z Hannoweru. Niestety większość listów spłonęła w Powstaniu Warszawskim. Wielka szkoda… Tak bardzo cenne byłoby poznanie ich treści. Dowiedzieć się więcej o tym, jak wyglądało życie bł. Natalii w Hannowerze jako świeckiego apostoła…

Będąc w Laskach pomodliłam się m.in. przy mogile pani Zofii na leśnym cmentarzu w pobliżu Domu Rekolekcyjnego.

A więc… OSTROWIEC ŚWIĘTOKRZYSKI

Już wiesz, że przez lata mieszkałam w Warszawie i marząc o dotarciu w Góry Świętokrzyskie nigdy tego nie zrobiłam. Tymczasem mieszkając w Holandii bariery jakoś się rozpłynęły, a nawet więcej - wzięłam pod uwagę samotną podróż. Kiedyś 200 km stanowiło dla mnie przeszkodę nie do pokonania, dziś na drogach z Natalią 1200 km nie wydawało się takie straszne, a nawet zupełnie MOŻLIWE. Czy ktoś mi powie, że bariery nie tkwią w naszych głowach?

Na jedną noc opuściłam Laski, aby udać się w Góry Świętokrzyskie.

W jaki sposób Ostrowiec Świętokrzyski zapisał się w historii Natalii?

"W tej właśnie chwili mija miesiąc, jak wzięto nas nocą z naszych mieszkań. [...] 10 listopada wieczorem przymusowe wysiedlenie do Głównej. Tam w obozie pobyt do 30 listopada. Tego dnia koło dwunastej w nocy wywieziono nas w bydlęcych, zamkniętych wagonach w niewiadomym kierunku. W drodze okazało się, że trasa nasza [...] miała etapy: Poznań-Warszawa-Lublin-Warszawa-Częstochowa-Ostrowiec Świętokrzyski. [...] Z Ostrowca zajechaliśmy furką do Częstocic, gdzie udzieliła nam najserdeczniej gościny biedna matka robotnika sezonowego, Workowa Barbara. [...] Oni pierwsi na kieleckiej ziemi dali nam czynem dowody, jak ludzie w tych stronach potrafią być bezinteresownie dobrzy", Ostrowiec Świętokrzyski, 10 grudnia 1939 r.

Natalia wielokrotnie, nawet po aresztowaniu, wraca w notatkach i listach do Ostrowca. Pisze o pierwszym dachu nad głową po wysiedleniu, ale i o kolejnej przeprowadzce, o pierwszej zjedzonej tu świątecznej kolacji...

"Tu zjadłam pierwszą od miesiąca iście mikołajkową kolację i pyszne nazajutrz śniadanie, wyspałam się na miękkiej kanapie, umyłam ciepłą wodą, słowem wróciłam do kulturalnego życia. Jest nam tu dobrze i przytulnie [...]".

Ostrowiec Świętokrzyski znalazł się w życiu Natalii całkowicie niespodziewanie. Gdy jeszcze miesiąc wcześniej wraz z rodziną pakowała swoje rzeczy - nie miała pojęcia, jak ułoży się ich los.

Po pobycie w obozie na Głównej w Poznaniu, gdzie warunki były bardzo trudne, gościnność mieszkańców Ostrowca, ciepły kąt i posiłek były cenniejsze niż złoto.

Jak wyglądała moja wyprawa w Góry Świętokrzyskie? Przede wszystkim zastanawiałam się, czy możliwe jest, aby to jakoś połączyć. Laski i Góry Świętokrzyskie... W mojej głowie zaczął tworzyć się plan. Tak naprawdę zapiski Natalii układały moją październikową podróż. Wiedziałam, że wybierając się w tę drogę sama, na trasie Laski - Góry Świętokrzyskie w grę wchodził tylko pociąg.

Głównym celem był Ostrowiec Świętokrzyski. Aby z Warszawy dotrzeć do Ostrowca należy się jednak przesiąść w Skarżysku-Kamiennej. Nawet mnie to ucieszyło. Poczułam się, jakby zapiski Natalii naprawdę wyznaczały moją trasę. Bo pod datą 1 stycznia 1941 czytamy:

"Koło godziny 20 była pierwsza przesiadka w Skarżysku".

Podróż, o której w tym miejscu opowiada Natalia, to jej droga z Ostrowca do Krakowa. To podróż w bardzo trudnych warunkach, która zwyczajnie trwała 3 godziny - jej zajęła 27 godzin. Na mrozie, który dziś nam w większości trudno sobie wyobrazić ("pod gołym niebem na mrozie, który aż oczy bielił), wśród Niemców i tłumów czekających na możliwość dostania się do pociągu. Również wyruszyła w tę drogę sama, choć to zupełnie inna droga i inne warunki, czułam jej towarzyszenie.

Ten rejon Polski jest dla mnie niesamowicie sentymentalny przez czasy harcerstwa.

Kiedy wysiadałam na peronie w Ostrowcu Świętokrzyskim towarzyszyło mi naprawdę silne wzruszenie. Obrałam pierwszy i najważniejszy dla mnie w tym miejscu kierunek. Kościół Najświętszego Serca.

Czy w czasie moich wypraw zawsze udaje mi się wszystko tak, jak sobie zaplanuję? Oczywiście, że nie. Ale przyznam, że wiele razy udało się już pokonać przeciwność, jaką bywały zamknięte drzwi kościoła, jak chociażby w Kalinie Wielkiej, o czym opowiedziałam wcześniej. Często ukazywała się wtedy ludzka serdeczność, a nawet czasem usłyszałam jakąś zupełnie nową historię. Właśnie w Kalinie miałam okazję zobaczyć proboszcza, który niemal jak na skrzydłach leciał, by otworzyć zamknięty w ciągu dnia kościół. Różne sytuacje na tych moich drogach z Natalią mnie zaskakiwały.

Tak bardzo chciałam zobaczyć wnętrze kościoła Najświętszego Serca w Ostrowcu, gdzie Natalia codziennie przyjmowała Komunię św., gdzie się modliła i o którym pisała:

"...w tym pamiętnym kościółku drewnianym, w którym natchnął mnie Bóg myślą wyjazdu do Krakowa i w którym Ziutkowie brali ślub, modliłam się serdecznie dziękując za cały rok łask, czy to w radościach, czy w smutkach życia okazanych mnie, moim bliskim i wszystkim, z którymi co dzień jednoczyłam się we mszy św. W kościółku było cicho i pusto. Przed Bożym Sercem modliłam się gorąco uwielbieniem, podzięką, nadzieją, otuchą".

Kiedy dotarłam na miejsce pękło mi serce na widok zamkniętych drzwi oraz braku perspektywy otworzenia ich. Po prostu usiadłam pod kościołem i się popłakałam.

I na tym mogłabym zakończyć historię Ostrowca, jednak to nie był koniec.

Spotkałam się z autorką powieści, Magdaleną Wojtkiewicz. Jakiś czas wcześniej wymieniałyśmy ze sobą kilka wiadomości na temat ciekawych historii związanych z żołnierzami gen. Maczka, a mi wpadł w oko tytuł jej najnowszej książki A las pamięta. Gdy okazało się, że będę w Ostrowcu, umówiłyśmy się na kawę. Zwierzyłam się Magdalenie, że nie udało mi się wejść do kościoła, dla którego głównie tu przybyłam, a ona powiedziała, że pokaże mi inny, bardzo piękny kościół. Gdy dotarłyśmy na miejsce okazało się, że również jest zamknięty. Otwarta była jedynie dolna kaplica, a w niej... spotkał mnie największy w tej wyprawie do Ostrowca prezent. Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie.

Tak więc... Nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy, ale jeśli potrafimy się zatrzymać i zaufać, otrzymujemy to, czego naprawdę potrzebujemy.

17 października podzieliłam się na moim blogu faktem, że nie udało mi się wejść do kościoła Najświętszego Serca. Żałowałam, że nie mogłam wyobrazić sobie, jak Natalia modliła się w tym miejscu po wysiedleniu z Poznania i zamieszkaniu w Ostrowcu na przełomie 1939/1940 roku.

Nie minęła nawet doba od mojego wpisu, a 18 października dostałam zdjęcia prosto z Ostrowca. Mogłam na nich zobaczyć wnętrze kościoła Najświętszego Serca. To tutaj Natalia modliła się i otrzymała natchnienie wyjazdu do Krakowa. Zdjęcia pochodzą od Mateusza Chlewickiego.

To piękny kościół wybudowany w 1932 roku. A teraz najciekawsza zbieżność tej sytuacji... Kamień węgielny pod budowę kościoła położono 18 października 1931 r. Dokładnie 94 lata wcześniej.

Z Ostrowca pojechałam pociągiem do Wąchocka, aby spełnić marzenie i przenocować w Opactwie Cystersów w Wąchocku. Tam właśnie zostało złożone ciało Majora „Ponurego”, Jana Piwnika. To opowieść na inny moment. Jestem jednak wdzięczna bł. Natalii za to, że jej Zapiski zmotywowały mnie, aby wreszcie przybyć w to miejsce. To jedno z najważniejszych doświadczeń mojego roku 2025.

Wracając z Gór Świętokrzyskich postanowiłam wysiąść na stacji Warszawa Wschodnia. Zależało mi na tym, aby dotrzeć pod pewien budynek na warszawskiej Pradze. Dziś to budynek szkoły, w 1939 został zaadaptowany przez Niemców na obóz przejściowy dla Polaków wywożonych na roboty do Niemiec. Stąd do Niemiec odjechała bł. Natalia - dziś patronka nauczycieli w Polsce.

Podczas mojego roku z Natalią spotykało mnie wiele niespodzianek, których sama sobie nie zaplanowałam.

9 października 1940 r. w Mszanie Dolnej bł. Natalia Tułasiewicz zapisała:

"Chciałabym żyć długo dla pasji tworzenia - tworzenia we wszystkich dziedzinach życia, w których mogłabym zostawić coś z siebie wartościowego i nowego. Szkoła, teatr, radio, dziennik, praca przy biurku z natchnienia czerpanego w świecie - ileż rzeczy mię pociąga!"

Choć Natalia marzyła, by żyć długo i po wojnie móc w pracy spełniać swoje pasje, nie dane jej było tego doświadczyć. Powiemy: „Szkoda”? „Mogłaby żyć dłużej”? A jednak - może nie spełniła swoich twórczych marzeń, ale osiągnęła coś o wiele większego. Została wyniesiona do chwały ołtarzy. Nie istnieje większy sukces niż stanięcie z Bogiem twarzą w twarz. Życie Natalii uczy więc pokory.

Czy można się przygotować do tego, by stracić wszystko? Czy można przygotować się do drogi na Kalwarię? Myślę, że odpowiedzi na te pytania możemy znaleźć, śledząc drogę Natalii w jej Zapiskach.

O tym, jak poznałam bł. Natalię Tułasiewicz i jak wkroczyła w moje życie, miałam zaszczyt opowiedzieć w Uroczystość Wszystkich Świętych w Polskim Radiu, Programie 1. - w audycji Familijna Jedynka.

Jestem wdzięczna za tę szansę. Każda możliwość opowiedzenia o drodze z bł. Natalią Tułasiewicz to chwila, w której sama sobie wiele porządkuje. A czasem chwila, w której przychodzą mi do głowy kolejne pomysły.

TUTAJ znajdziesz link do odsłuchania audycji o bł. Natalii.

POZNAŃ

"Faktem jest, że obie panie nigdy osobiście się nie spotkały, ale słuchając opowieści, można było odnieść wrażenie, że znają się od lat, że jest między nimi pewna zażyłość. Jak to możliwe? Dla Boga nie ma granic czasu. On posyła nam swoich świętych w najbardziej nieoczekiwany sposób" - przeczytałam na stronie Duszpasterstwa Kobiet Archidiecezji Poznańskiej w kilku słowach podsumowania po naszym spotkaniu, które miało miejsce 17 listopada w kościele Matki Boskiej Bolesnej. To był wieczór, na który czekałam z wielu powodów.

Jeszcze na początku roku nie miałam pojęcia o istnieniu Duszpasterstwa Kobiet im. Bł. Natalii Tułasiewicz. To wielki zaszczyt opowiadać o drodze z Natalią w gronie osób, które spędzają z nią codzienność i ją kochają, które mieszkają w jej ukochanym mieście.

Na początku roku nie myślałam, że nawiążę kontakt z krewną Natalii. To wielki zaszczyt opowiedzieć o drodze z błogosławioną w towarzystwie pani Natalii Tułasiewicz-Wala, która na spotkaniu pojawiła się również z ciocią - bratanicą Natalii.

Na początku roku nie myślałam, że odwiedzę tak wiele miejsc związanych z bł. Natalią. Tymczasem dzięki łasce Bożej i towarzyszeniu bratnich dusz mogłam opowiedzieć o tysiącach kilometrów przejechanych z zapiskami Natalii w ręku.

Na początku roku nieśmiało marzyłam o wydaniu codziennika z myślami Natalii, który każdego dnia zapraszałby do refleksji nad konkretnym cytatem z jej pism, które tak pokochałam. Tymczasem właśnie tego dnia mogłam trzymać w dłoniach piękną publikację, która dopiero co przyjechała z drukarni - Myśli na każdy dzień bł. Natalii Tułasiewicz wydane nakładem wydawnictwa karmelitów bosych, Flos Carmeli. Razem ze mną z publikacji cieszyła się prezes Fundacji im. bł. Natalii Tułasiewicz oraz ilustratorka książeczki, Ela Zduńczyk. Książeczka i piękne wymalowane na niej chabry spotkały się z bardzo ciepłym przyjęciem.

Na początku roku nawet nie myślałam o tym, że możliwe byłoby zobaczyć na własne oczy oryginalne zapiski Natalii. Tymczasem całe spotkanie upłynęło w towarzystwie tych relikwii u mego boku.

Na początku roku nie miałam pojęcia, że moja przyjaciółka, Sylwia, przeprowadzi się do Polski. Tymczasem dzięki temu właśnie mogła przyjechać do Poznania z całą rodziną. A jej córeczka, Natalia, była bardzo poruszona spotkaniem z krewną błogosławionej.

Na początku roku mało miałam wiary w powodzenie moich zamiarów, ale mam nadzieję, że nigdy nie zapomnę entuzjazmu ks. Damiana, gdy przez telefon powiedziałam o wydaniu Myśli na każdy dzień. Wzruszające było podpisywać się własnym imieniem na kolejnych egzemplarzach z myślami Natalii. To tak, jakbyśmy zrobiły coś razem.

Tak więc okazuje się, że nigdy nie możemy się do końca spodziewać, ile wydarzy się w rok. Za jednym odważnym krokiem jak lawina mogą przyjść kolejne. Trzeba tylko zrobić ten jeden, pierwszy, właściwy krok. I myślę, że to spotkanie w Poznaniu było dobrym podsumowaniem roku z Natalią.

Kościół Matki Boskiej Bolesnej znajduje się w pobliżu ul. Śniadeckich. To miejsce, w którym mieszkała Natalia, które kochała i do którego tak bardzo tęskniła po wysiedleniu. W swoich Zapiskach wielokrotnie wracała do swoich ukochanych kątów.

Oto kilka zdjęć ze spotkania w Duszpasterstwie Kobiet im. bł. Natalii Tułasiewicz w Poznaniu pod przewodnictwem ks. Damiana.


Tak bardzo pokochałam zapiski bł. Natalii Tułasiewicz, że zamarzyłam o książeczce z jej myślami na każdy dzień. Wiele z tych myśli towarzyszyło mi w tym roku. Była jednak pewna myśl, która szczególnie mnie zatrzymała, gdy wpadłam na nią spędzając czas z Zapiskami...

„Boję się trudu tworzenia, a jednocześnie łaknę go…”.

Ta myśl wracała do mnie tak często i wyraźnie. Im dłużej szłam z Natalią, tym mocniej czułam, jak jej wrażliwość spotyka się z moją własną: pragnienie piękna, potrzeba ciszy, miłość do przyrody i książek, głód twórczości, który jednocześnie niesie ze sobą wiele obaw.

Dziś mam w pamięci tak wiele wspomnień. Pierwsza tegoroczna podróż, gdy jechałam przez Ravensbrück do Poznania. Miałam spotkać się z krewną Natalii i zapytać, czy mogę opracować książeczkę z myślami błogosławionej na każdy dzień. Bałam się, a jednocześnie czułam ekscytację.

W przerwie w podróży, jeszcze przed pierwszym punktem wyprawy, gdy siedziałam w kawiarni, gdzieś w Niemczech, i rozmyślałam o tym, co przede mną, dostałam maila z informacją, że ktoś postawił mi kawę na buycoffee. Poczułam ciepło na sercu, gdy przeczytałam dołączoną wiadomość: "Choć nie możemy napić się tej kawy jutro razem, życzę Ci, by podróż śladami bł. Natalii była owocna!". Gdy myślę o tym z perspektywy czasu - wiem, że taka była.

Jakiś czas temu, gdy myślałam o ostatniej w tym roku wyprawie śladami bł. Natalii, która miała być przede mną, dostałam niespodziewanego maila od tej samej niewiasty. Jakie było moje zaskoczenie, gdy odkryłam, że zawiera bon podarunkowy do sklepu twojepioro.pl z okazji moich urodzin. Pomyślałam: "Ten podarunek będzie podsumowaniem mojego roku z bł. Natalią".

Dlatego też na kawowym piórze znalazł się grawer "Być poetką życia..." - tytuł zapisków bł. Natalii, które przemierzyły ze mną tysiące kilometrów przynosząc mi wiele wzruszeń i odpowiedzi. To kawowe pióro jest dla mnie pamiątką tego, że od początku do końca tegorocznych wypraw nigdy nie byłam sama - na różny sposób towarzyszyły mi osoby, które swoją obecnością dmuchały w moje skrzydła, z którymi mogłam dzielić tę drogę. Ale to też pamiątka tego, że myśli Natalii są i będą drogowskazem w mojej własnej drodze i historii, którą piszę.

Chciałabym teraz zapytać Ciebie, drogi czytelniku: Czy zdarzyło Ci się, że przeczytane w książce słowa zmieniły Twoje życie?

Tak wydarzyło się u mnie. A były to słowa opisujące wydarzenia dokładnie sprzed 86 lat:

"Wzięto całą Śniadeckich ulicę 10 bm. między godziną dziewiątą a dziesiątą w nocy. Byliśmy właśnie przy kolacji: nagle na ulicy łomot żołnierskich butów i gwar wielu głosów. Dopadliśmy okien. Kilkanaście autobusów; i do każdej bramy dobija się gromada żołnierzy. Ja nie wyglądałam oknem - widziałam, co to wszystko znaczy [...]”.

Te słowa zapisała Natalia, 23 listopada w Poznaniu, w obozie przejściowym na ul. Głównej. Później, w Krakowie, wróciła do tych wspomnień, aby przybliżyć je jeszcze dokładniej:

"10 listopada w piątek byłam do południa zaabsorbowana lekcją [...]. Koło godziny 8:45 wieczorem zasiedliśmy do kolacji [...]. Nagle na ulicy jakiś gwar... Tupot wielu ciężkich, żołnierskich stóp..., [...] Pamiętam, że powiedziałam głośno: 'Idą!". [...] Zwróciłam twarz ku ołtarzykowi domowemu i cicho zaczęłam szeptać patrząc na figurkę Serca Jezusowego: 'Ojcze nasz...'. [...] Momentalnie się opanowałam. "Pakować się - zawołałam z mocą - nie ma chwili do stracenia!".

Tak wyglądały ostatnie chwile rodziny Tułasiewiczów przed wysiedleniem z Poznania...

"Weszliśmy wszyscy do jadalni, aby przed figurą Serca Pana Jezusa zmówić ostatnią modlitwę. Pomyślałam krótko: powiem głośno: 'Panie Boże, dałeś, weź teraz to wszystko, skoro żądasz i niech się dzieje wola Twoja!' Ale Tatuś zaczął spokojnie a wzruszająco: 'Ojcze nasz!' Pomyślałam - tak najpiękniej - odwieczna modlitwa, która przetrwa wszystko".

10 listopada 1939 r. Natalia opuściła ukochane kąty, do których później wielokrotnie wracała w swoich wspomnieniach. Gdy przeczytałam te słowa, nie planowałam niczego wielkiego. Nie miałam żadnych wielkich wizji ani pomysłów. Chciałam tylko stanąć w tym miejscu - na ulicy Śniadeckich w Poznaniu. W miejscu, w którym zaczęła się jej wysiedleńcza droga.

Pierwszy raz udało mi się znaleźć się w tym miejscu 27 grudnia 2021 roku. Ostatnio, 18 listopada 2025 r. Trzymając w ręku książeczkę z myślami na każdy dzień bł. Natalii.

Bł. Natalia Tułasiewicz pisała:

„Zastanawiam się nieraz, jaki sens może mieć pisanie tego zeszytu. […] co się też z tymi zeszytami stanie kiedyś? Czy je spalę? Czy dam najbliższym? Czy też będą na tyle charakterystyczne, że zainteresują innych ludzi? O tym nieraz myślę”.

To pytanie, wypowiedziane w ciszy jej pokoju, stało się motywem do stworzenia tej książeczki. Rozmyślania autorki wobec przyszłości rękopisów i zapisków okazały się prorocze: nie tylko ocalały, ale dziś są świadectwem życia, które dojrzewało w codzienności, cierpieniu i miłości, i które prowadzi nas ku Bogu.

Z wielką radością wraz z Wydawnictwem Flos Carmeli w moim roku 2025 z bł. Natalią Tułasiewicz oddaliśmy do rąk Czytelników wybór 365 myśli bł. Natalii Tułasiewicz – jedna na każdy dzień roku.

Z całego serca wierzę, że ta książeczka jest Natalii i moim wspólnym marzeniem, które dojrzewało w sercu długo. Stała się owocem 80. rocznicy śmierci błogosławionej, podróży śladami bł. Natalii oraz lektury jej zapisków Być poetką życia oraz Przeciw barbarzyństwu w miejscach, w których przebywała: m. in. w Poznaniu, Krakowie, Mszanie Dolnej, Kalinie Wielkiej, Hanowerze... Każda podróż z jej zapiskami w dłoniach była dla mnie prawdziwym spotkaniem – nie tylko z tekstem, ale z osobą, której duch jest wciąż żywy.

Ta książeczka z ukochanymi przez Natalię chabrami wymalowanymi ręką uzdolnionej Eli Zduńczyk powstała z pragnienia, by słowa Natalii mogły żyć nadal – w sercach tych, którzy po nie sięgną.

Rok 2025 ma się ku końcowi… Co Ty na to, aby przeżyć cały rok 2026 z myślami bł. Natalii?

Za bł. Natalią na koniec dodam:

„Ty, który byłeś, jesteś i będziesz zawsze największą miłością mego życia, Boże mój, pozwól mi dziełem moim uwielbić Ciebie”.

Mam nadzieję, że docierając do końca tego tekstu widzisz, że rok 2025 od początku był dla mnie szczególny. Postanowiłam jeszcze pełniej realizować swoją pasję i się nią dzielić. Nie tylko Internetowo. Zależało mi w dużej mierze na przejściu z Internetu do realnego świata, do spotkań z tymi, którzy może czasem obserwują moje działania.

Wyruszyłam w podróże śladami bł. Natalii Tułasiewicz – i poświęciłam jej ten rok. To wszystko stało się możliwe dzięki mojemu najdroższemu Mężowi, przyjaciołom, którzy dmuchali w moje skrzydła i osobom, które wsparły mnie przez Patronite – a często to te same osoby.

Dzięki wsparciu każdej z tych osób w tym roku udało się m.in.:
  • odwiedzić miejsca związane z Natalią,
  • przygotowywać cytaty związane z kolejnymi miejscami i świadectwa towarzyszenia Natalii, którymi dzieliłam się z Wami na blogu i w mediach,
  • poprowadzić prelekcje, spotkania, podczas których mogłam opowiadać o Natalii i jej przesłaniu,
  • zorganizować projekcję filmu „Błogosławiona” o życiu patronki nauczycieli w Polsce,
  • zebrać materiały, zdjęcia i notatki, które będę mogła opracowywać na potrzeby różnych projektów,
  • pomóc, by książki o bł. Natalii Tułasiewicz dotarły za granicę Polski, m.in. do Niemiec, Anglii, czy Norwegii,
  • poznać inne osoby, których interesuje i inspiruje życie bł. Natalii Tułasiewicz,
  • odważyć się do przygotowania projektu, który był moim marzeniem – codziennika z bł. Natalią Tułasiewicz. Przekonałam się o tym, że marzenia spełniają się jesienią.
Każda z tych rzeczy powstała nie tylko „moim wysiłkiem”, ale w doborowym towarzystwie. Wszystko w pierwszej kolejności ofiarowane Panu Jezusowi. Mój Najdroższy Mąż, Bliscy, Przyjaciele i Patroni stali się jak współpielgrzymi – dzięki nim mogłam iść dalej i tworzyć treści, które – wierzę – stały się niejednokrotnie źródłem inspiracji i nadziei. Dla mnie na pewno. Jednak otrzymałam na przestrzeni roku wiele wiadomości, komentarzy, informacji zwrotnych, że nie tylko dla mnie.

Droga z Natalią przynosiła mi wiele radości i wytchnienia, której naprawdę w tym trudnym roku potrzebowałam. Wiele razy praca nad tymi projektami odciągała moje myśli od tego, co trudne i czasami po ludzku nie do udźwignięcia. Jak wiele odpowiedzi i umocnienia znalazłam w Zapiskach Natalii... Chciałabym, aby każda osoba, która mi towarzyszy miała świadomość, że jest częścią czegoś więcej niż postawienie serduszka, napisanie komentarza, udostępnienie, „wpłata na kawę” czy „subskrypcja Patronite”.

Z serca dziękuję każdemu, kto jest częścią tej drogi. Wszystko, co publikuję jest po to, aby pamiętać, zauważać, doceniać, a czasem by zobaczyć, że można inaczej, że wszędzie, gdzie się rozejrzymy są powody do wdzięczności. Nawet w chwilach po ludzku trudnych

Nigdy nie wiemy, jaką wewnętrzną walkę ktoś toczy. I tylko Bóg zna serce każdego z nas.

Podczas tego roku z Natalią zależało mi, aby niczego nie robić sama, aby zapraszać do tego innych. Dzięki temu przeżyłam wiele pięknych spotkań, dziesiątki głębokich rozmów, doświadczyłam miłości i mogłam dać miłość, byłam przytulana i mogłam przytulać. Od miejsca w sieci chcę przechodzić do spotkań realnych.

Kiedy zapisywałam sobie na karteczce myśl, aby poświęcić rok 2025 bł. Natalii Tułasiewicz, dopisałam też "Niczego nie robić sama". Zależało mi, aby niczego nie zachowywać tylko dla siebie, ale w miarę kolejnych podróży oraz innych działań zapraszać do uczestniczenia inne osoby, dzielić to wszystko z innymi.

Czy bł. Natalia była duszą towarzystwa?

Z pewnością doceniała złożoność natury ludzkiej, drugi człowiek był dla niej zawsze ciekawy. Z Zapisków możemy wywnioskować, że nie miała problemu w nawiązywaniu kontaktu, a jednocześnie nie przepadała za rozmowami "trzy po trzy". Choć lubiła chwile ciszy i samotności, to nie stroniła od ludzi. Przebywanie z drugim człowiekiem było dla Natalii źródłem inspiracji.

Natalia doświadczyła też w swoim życiu wielkiej dobroci od innych osób, które troszczyły się o nią. Było tak m.in. gdy z rodziną Tułasiewiczów otrzymali dach nad głową po wysiedleniu, gdy dzięki pomocy innych uniknęła wywózki na roboty przymusowe do Niemiec, czy wtedy, gdy otrzymała od przyjaciółki przekaz pieniężny, co pomogło jej bardzo w wojennej codzienności. Albo wtedy, gdy ktoś kupił dla niej bilet na przejazd pociągiem. Pewnie o wielu takich sprawach nie wiemy. Dzięki życzliwości ludzkiej dostała też pracę w czytelni, a ostatecznie wyjechała, aby służyć innym ludziom jako świecka apostołka.

Myślę sobie o tym, ile osób na różny sposób mi towarzyszyło podczas tego roku z Natalią, który powoli dobiega końca. Czy rzeczywiście spełniłam swoje postanowienie, aby niczego nie robić sama? Myślę, że tak i że rzeczywiście dopiero wtedy rzeczy, których się podejmujemy zyskują na wartości.

Życzliwość ludzka niejednokrotnie mnie niosła. Nie wspominam o wszystkim, o wielu trudnościach, stresie w życiu osobistym. Bo moje wyjazdy nie były tylko związane z podążaniem śladami Natalii, tak jak wyjazdy Natalii nie były tylko wypoczynkowe. Ukrytych spraw nie zapisywała, bo nie mogła. W tych najtrudniejszych towarzyszyły mi najbliższe osoby.

Wiesz, im więcej czasu spędzam z zapiskami bł. Natalii Tułasiewicz, tym większą głębię w nich odkrywam i tym bardziej czuję, że ich autorka przez strony swoich notatek do mnie mówi. Któregoś razu rozmawiałam z krewną Natalii, panią Natalią Tułasiewicz-Wala o tym, że każda następna lektura zapisków to zauważanie nowych cytatów, zatrzymywanie się nad nimi... Po prostu poznawanie Natalii, ale też zauważanie wskazówek dla siebie, na tu i teraz.

W archiwum rodziny Tułasiewiczów znajdują się oryginały zapisków, które przez lata czyniła, jak sama siebie nazywała, nasza Poetka Życia. To wielka łaska, że zapiski Natalii są dziś na wyciągnięcie ręki. Kto tylko zechce może po nie sięgnąć, aby prosić ich autorkę o wskazówki w codzienności. Tak też postąpiłam i ja, gdy z końcem minionego roku całą sobą poczułam, że właśnie one mają mnie w tym roku prowadzić. Tak powstał #rok2025zbłnataliątułasiewicz, który już chyba częściej organizowała mi z Nieba sama Natalia ze swoim Przyjacielem Najukochańszym niż ja sama… Dziś, gdy rok ma się ku końcowi, myślę sobie o tym, w jak wiele miejsc zaprowadziła mnie lektura Zapisków z otwartym sercem. Tak, to najlepsza recepta – otwarte serce na to, co Bóg ma dla Ciebie i dla mnie.

Natalio, myślę też sobie o godzinach, które poświęciłaś, by zapisać swoje myśli, aby dziś mogły być drogowskazami na czyjejś drodze - m.in. na mojej. Pisałaś, prosto z serca. Uwielbiałaś te chwile.

Rozmyślałaś o tym, co się z tymi Twoimi zapiskami stanie. A dziś egzemplarz mojej książki z Twoimi notatkami nosi na sobie już wiele śladów użytkowania - podróży i godzin spędzonych nad lekturą z ołówkiem w ręku. Wiem, że kryje się w nim jeszcze wiele myśli od serca, które przelałaś swego czasu na papier. Jakim piórem pisałaś? Tego pewnie nigdy się nie dowiem, ale jakiekolwiek by nie było, najważniejsze jest to, co spod niego wyszło i jak z tego skorzystamy.

Wiem, że zostawiłaś kawałek swojego serca na papierze, który był świadkiem Twojej drogi - przez codzienne wybory i słowa ufności przelane tuszem, aż do decyzji "Idę" i pewności, że Pan Ci błogosławi.

Czy to koniec mojej drogi z Natalią?

Zabiorę Cię w jeszcze jedną podróż, ostatnią podróż tego roku, która jednocześnie staje się dla mnie wstępem do kolejnego roku.

Może nie jest to zupełnie podróż śladami Natalii w sensie fizycznym, tak jak do Kaliny Wielkiej, Mszany Dolnej, Poznania, czy Ostrowca, bo tu Natalia akurat nie postawiła swoich kroków, ale jest to podróż duchowa w obecności Natalii śladami książeczki, która jej towarzyszyła do ostatnich chwil jej życia, w której robiła notatki, którą zostawiła w rękach współwięźniarki z obozu Ravensbrück, Łucji Janowskiej.

„Miałam egzemplarz O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis, który Nata czytała, zakreślając ustępy, do których chciała napisać swoje uwagi, by wszcząć na ten temat dyskusję”, ze wspomnień Łucji Janowskiej.

Poczułam, że zanim zakończę rok 2025 chcę wybrać się do miejsca, gdzie powstawała ta książeczka. Jedna z trzech książek, które zabrałam ze sobą wyjeżdżając do Holandii w 2019 roku, książeczka, którą czytało i polecało wielu świętych i wielkich twórców, patriotów. Którą znała i czytała bł. Natalia Tułasiewicz. Zabrałam książeczkę O naśladowaniu Chrystusa do miejsca, gdzie była pisana - Agnietenberg (znana również jako Góra św. Agnieszki) tu, w pobliżu Zwolle w Holandii, znajdował się klasztor gdzie niemiecko-holenderski kanonik augustiański, mistyk i pisarz Tomasz a Kempis (ok. 1380–1471) spędził prawie 70 lat swojego życia.

Wstąpił do klasztoru Agnietenberg w 1406 roku, a w 1413 roku otrzymał święcenia kapłańskie. Prowadził spokojne, kontemplacyjne życie poświęcone modlitwie, medytacji, studiom, nauczaniu nowicjuszy i kopiowaniu rękopisów. To właśnie w Agnietenberg Tomasz napisał wiele swoich dzieł, w tym swoją najsłynniejszą książkę, O naśladowaniu Chrystusa.

Zmarł w klasztorze w 1471 roku i początkowo został pochowany na cmentarzu klasztornym. Jego szczątki od 2006 roku spoczywają w Bazylice Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Zwolle.

To właśnie w te dwa miejsca zabrałam Natalię – z książką Być poetką życia, książeczką Myśli na każdy dzień bł. Natalii Tułasiewicz, kóra jest moim spełnionym marzeniem oraz oczywiście książeczką O naśladowaniu Chrystusa. W tym roku zakupiłam sobie egzemplarz w tłumaczeniu, które czytała Natalia. Zabrałam też ze sobą inne dzieło Tomasza a Kempis Ogródek różany.

„Idę przecież do Pana, którego ukochałam całą duszą, ku Któremu wyrywa się dusza moja; spotkam się tam z Ojcem i siostrą, […] będziemy oczekiwali swoich najdroższych, […] a na ziemię ześlę huragan róż”, bł. Natalia Tułasiewicz.


--------------------

Zatrzymaj się jeszcze na chwilkę… Jeśli jesteś miłośnikiem podróży z książką w ręku, duchowych ścieżek prowadzących śladami świętych, jeśli zachwyca Cię piękno stworzenia i szukasz Bożej obecności w codzienności – to znaczy, że już się spotkaliśmy. Może tutaj, może w wiadomości, może podczas jednej z moich opowieści o wyprawie do miejsc bł. Natalii Tułasiewicz, św. Franciszka, św. Rity bądź Edyty Stein... Za chwilę minie siedem lat odkąd [współ]tworzę miejsce, które powstało z nieśmiałych prób dzielenia się sercem, fotografią i słowem. Z czasem przerodziło się w przestrzeń spotkania – z Internetu do realnych kawek, z tymi, którzy chodzą po niebie, a zostawili nam ślady na ziemi. To nasza wspólna droga: przez e-booki, pielgrzymki, polecenia książkowe, modlitwy z różnych zakątków Europy i rozmowy, których nie da się zapomnieć. Jedno pozostało niezmienne: chcę iść przez to wszystko, jak to pisała bł. Natalia Tałasiewicz, "z Przyjacielem moim Najukochańszym". I zapraszam Cię, do tej wspólnej drogi. Zrobiłam kolejny krok i uruchomiłam profil na Patronite – miejsce, gdzie możesz realnie wesprzeć moją pasję.

Bo chcę dzielić się zachwytem:
  • podróżami w miejsca święte i zapomniane,
  • o tych, którzy ukochali Niebo,
  • tym jak Bóg przemienia serce.
Dzięki wsparciu moich Patronów i wsparciu bliskich osób, które uwierzyły w moją pasję, udało mi się spełnić marzenia i odwiedzić miejsca związane z bł. Natalią Tułasiewicz, o których pisałam cały rok. A właściwie piszę już od kilku lat. Dziękuję, że udało Ci się dotrzeć do końca tej opowieści! Już wiesz, że towarzyszyły temu przede wszystkim spotkania, które mają szczególne miejsce w moim sercu - również z moimi wspaniałymi Patronami!

Jeśli treści, które publikuję są dla Ciebie ubogacające, jeśli czujesz się poruszona/y tym, o czym piszę i czym się dzielę i chcesz stać się tego częścią – rozważ dołącznie do grona moich Patronów TUTAJ.

Takie wsparcie to dla mnie nie tylko możliwość rozwoju, ale też znak, że ta droga ma sens – że naprawdę idziemy razem. Zajrzyj na mój profil na Patronite.

Nie mam srebra ani złota, ale mogę się odwdzięczyć modlitwą, wdzięcznością i moim zaangażowaniem. Już teraz dziękuję, za wiarę w to, że warto.

Z błogosławieństwem i pozdrowieniami w drodze, 
Magdalena



Komentarze

instagram