"Triumf serca" - najnowszy film o św. Maksymilianie Marii Kolbe


Zapewne trudno byłoby znaleźć osobę, która nigdy nie słyszała o postaci św. Maksymiliana Marii Kolbego. O ile jednak dość powszechne są kluczowe fakty z życia założyciela Rycerstwa Niepokalanej, o tyle po przedpremierowym seansie filmu Triumf serca, za którego dystrybucję w Polsce odpowiada Rafael Film, zdałam sobie sprawę, że niestety niewiele jest źródeł, które mogłyby przybliżyć jego ostatnie chwile, a nawet dni.

Z wielkim wzruszeniem odwiedziłam Niepokalanów. Z ogromnymi emocjami przekroczyłam bramę Auschwitz. Tam mogłam spędzić chwilę na refleksji przy celi, w której życie oddał św. Maksymilian.

Z bólem przyznaję, że nigdy nie zastanawiałam się, jak wyglądały chwile od 29 lipca 1941 r. – dnia, w którym wystąpił z szeregu, aby zająć miejsce męża i ojca, Franciszka Gajowniczka – do 14 sierpnia 1941 r., kiedy został zamordowany poprzez zastrzyk z fenolu.

To przecież aż 17 dni. Nie zdawałam sobie z tego tak wyraźnie sprawy… Do chwili, gdy – dzięki uprzejmości Rafael Film – mogłam wraz z Mężem obejrzeć przedpremierowo film w reżyserii Anthony’ego D’Ambrosio.

Scena z filmu "Triumf serca"

Triumf serca to poruszający dramat oparty na prawdziwej historii św. Maksymiliana Marii Kolbego – franciszkanina, który w obozie koncentracyjnym Auschwitz oddał życie za współwięźnia. Film amerykańskiego reżysera Anthony’ego D’Ambrosio rozpoczyna się tam, gdzie większość opowieści o ojcu Kolbem się kończy – w celi śmierci. I choć w retrospekcjach powracamy do ważnych momentów z życia św. Maksymiliana Marii Kolbego, to właśnie w tej zamkniętej przestrzeni rozgrywa się najbardziej przejmująca opowieść o ostatnich dniach życia świętego, ukazana z niezwykłą wrażliwością i duchową głębią.

Znakomity Marcin Kwaśny w roli ojca Kolbego oddaje nie tylko duchową siłę, lecz także głębokie człowieczeństwo tej postaci. Współwięźniowie ojca Maksymiliana, dotąd anonimowi, zyskują twarze i historie, co czyni tę opowieść jeszcze bardziej realną i pełną emocji.

Triumf serca to nie tylko historia męczeństwa, lecz przede wszystkim hołd dla miłości, która – i to jest duchowe przesłanie filmu – jest twórcza i silniejsza niż śmierć. W świecie pełnym podziałów i konfliktów Triumf serca staje się uniwersalnym apelem o dobro, wiarę i człowieczeństwo”.

Opis ze strony Rafael Film
Scena z filmu "Triumf serca"

Jak powierzone mu zadanie komentuje odtwórca głównej roli, pan Marcin Kwaśny?

„Zagranie Maksymiliana Kolbego to dla mnie dotąd największe aktorskie wyzwanie. Nie dlatego, że musiałem zrzucić kilka kilogramów czy zagrać po angielsku, ale ze względu na ciężar gatunkowy jego umierania w celi głodowej wraz z dziewięcioma jego towarzyszami. To było dla mnie najtrudniejsze do zagrania, cały ten proces dojrzewania do śmierci. Kolbe zmienił współwięźniom perspektywę umierania. Umierali z pieśnią i modlitwą na ustach. Towarzyszył im do samego końca. Pocieszał, był powiernikiem ich tajemnic, rozgrzeszał i dawał im nadzieję wbrew nadziei. Ten film jest dla mnie hołdem złożonym jednemu z największych polskich męczenników oraz świętych Kościoła Katolickiego. To także mój ulubiony święty i możliwość zagrania go traktuję jako niezwykły prezent od Pana Boga”, Marcin Kwaśny.

Gdy tylko dowiedziałam się, że rozpoczęto zdjęcia do filmu Triumf Serca przybliżającego postać św. Maksymiliana Marii Kolbe, zastanawiałam się, skąd pomysł właśnie na taką produkcję. Wywołało to we mnie ogromną radość, a jednocześnie refleksję - dlaczego właśnie daleko za oceanem ktoś zapragnął zekranizować historię polskiego franciszkanina? Myślę, że jest więcej osób, które – tak jak ja – zaciekawi, co było impulsem do podjęcia decyzji o stworzeniu produkcji będącej hołdem dla założyciela Niepokalanowa. Przybliżę więc krótki wywiad z reżyserem, Anthonym D’Ambrosio, który znajduje się na stronie polskiego dystrybutora, Rafael Film:

Jak to się stało, że młody amerykański reżyser nakręcił film o polskim świętym?

Nie planowałem tego, ale historia polskiego narodu naprawdę mnie poruszyła. Polska ogromnie cierpiała z powodu nieustannego ucisku, a tutejsza tradycja artystyczna ukazuje wyjątkowe zrozumienie nadziei w obliczu nieuniknionego cierpienia. Kultura Polski ma w sobie coś głęboko poruszającego: powagę oraz mroczną, niezachwianą nadzieję, która od zawsze mnie fascynowała. Szczególnie wtedy, gdy sam przechodziłem przez osobisty mrok, historia Polski przyciągnęła mnie z wielką siłą.

Jako Amerykanin podszedłem do postaci Maksymiliana Kolbego z zewnątrz. Myślę, że dało mi to unikalną perspektywę — pozwoliło zobaczyć, jak ważna i uniwersalna jest ta opowieść. Często jesteśmy tak blisko własnej historii, że nie dostrzegamy jej wyjątkowości. A dziś, w czasach, gdy jesteśmy coraz bardziej odizolowani i zamknięci w mentalnych bańkach, głodni prawdziwej nadziei, historia św. Maksymiliana Kolbego lśni niczym świetlista latarnia, wskazująca drogę do nieba i pokoju.

O postaci św. Maksymiliana Kolbego po raz pierwszy usłyszałem, gdy byłem młody. Ale dopiero później, gdy zrozumiałem, że dobrowolnie oddał życie za drugiego człowieka, uświadomiłem sobie, jak niezwykła i wciąż niedostatecznie opowiedziana jest ta historia. Nie natrafiłem na nią z rozmysłem. W tamtym czasie sam cierpiałem z powodu przewlekłej choroby, która powodowała zagrażającą życiu bezsenność. Podczas długich, niemal niekończących się nocy prowadziłem swoisty wewnętrzny dialog z ojcem Kolbe. Stał się dla mnie towarzyszem w cierpieniu. Jego historia pomogła mi wrócić do życia.

Wiemy, że film powstał dzięki wsparciu darczyńców. Jak przekonaliście ludzi w Stanach Zjednoczonych do zainwestowania w film o wydarzeniach sprzed lat, z drugiego końca świata?

Nie przedstawialiśmy tego projektu studiom filmowym jako filmu religijnego. Zresztą, nie ma w Hollywood przestrzeni dla tego typu projektów. Nakręciliśmy krótkometrażowy film, napisaliśmy scenariusz do wersji pełnometrażowej i po prostu pokazaliśmy go zwykłym ludziom. Określiliśmy to jako misję ratowania kultury, która zboczyła z właściwej drogi.

Myślę, że wszyscy tworzyliśmy grupę ludzi, którzy czuli, że to nie jest tylko film. To była szansa, by przypomnieć światu, jak naprawdę wygląda miłość. Szczerze mówiąc — ludzie byli tego głodni. Byliśmy absolutnie zdumieni tym, jak szybko, hojnie i z jaką pasją zaczęły napływać darowizny. Żyjemy w społeczeństwie zmęczonym hałasem i podziałami. Historia Kolbego jest prawdziwa. Jest surowa. Nie unika zła — patrzy mu prosto w oczy, a następnie odpowiada pieśnią, modlitwą i pięknem. Zebraliśmy fundusze od tysięcy zwykłych ludzi: matek, ojców, nauczycieli, księży, studentów — wszystkich, którzy chcieli zobaczyć tę historię opowiedzianą w sposób piękny i uczciwy.

Skąd wziął się pomysł na tytuł filmu Triumf serca?

Tytuł jest odpowiedzią.

Niemcy mieli swoją machinę propagandową — dali światu Triumf woli, film mający gloryfikować władzę i dominację. Ale Auschwitz nie był końcem tej historii. Miłość Kolbego przecięła tę ciemność jak ostrze. Ten święty pokazał, że prawdziwy triumf nie polega na sile militarnej, mundurach czy propagandzie. Triumfem był bosy człowiek, który klękał, by zająć czyjeś miejsce w bunkrze głodowym. Katolicka historia jest często opowieścią o odwróceniu porządku władzy: Bóg jako dziecko, król na krzyżu. Ten paradoks powtarza się w życiu wszystkich świętych — a w przypadku Kolbego był szczególnie wyraźny, gdy zestawimy jego bezbronną miłość z brutalną potęgą nazizmu.

Tak właśnie powstała nazwa Triumf serca. Brzmi niemal sentymentalnie, dopóki nie zrozumie się, jak wielkim kosztem został osiągnięty ten triumf i nie zobaczy, jak bezlitośnie opowiedziana jest ta historia. Uznaliśmy, że to będzie piękna obietnica dla naszych widzów: że zobaczenie tej kosztownej, bolesnej miłości naprawdę jest tego warte. Bo na końcu — jest triumf. Miłość, która przetrwa, nawet gdy wszystko inne się rozpada.

Czy oznacza to, że paradoksalnie Triumf serca to historia ze szczęśliwym zakończeniem?

To zależy od tego, co rozumiemy przez „szczęśliwe zakończenie” i skąd, według nas, bierze się prawdziwe szczęście. Świat materialny przemija. To nie jest zakończenie rodem z Hollywood ani typowy finał znany z filmów „chrześcijańskich”, w których wszystko jest idealnie ułożone. A jednak każdy, kto zobaczył ten film, mówił o radości, która go ogarnęła na końcu… Bo Kolbe kierował się czymś głębszym niż ziemski sukces czy zwycięstwo. To zakończenie, które mówi: bez względu na to, jak wielka ciemność nas otacza, miłość zawsze ma ostatnie słowo. Że nadzieja jest możliwa. Że serce może naprawdę zatriumfować.

A w dzisiejszym świecie chyba nie ma bardziej optymistycznego przesłania.

Źródło wywiadu: Rafael Film

Scena z filmu "Trium serca"

Nie zaskakuje fakt, że wśród współwięźniów ojca Maksymiliana wybrzmiewa pytanie o sensowność jego działań: „Co ci z tego wydawnictwa? I na co były te wszystkie starania, prasa? Co ci teraz z tej sławy?”.

W bunkrze głodowym, gdzie – niczym ciężka chmura gradowa – unosił się z pewnością brak nadziei na „zwycięstwo” w walce z wszechobecnym złem, rzeczywiście można było zadawać sobie pytania: „I co mi z tego wszystkiego? Co z tych moich wysiłków?”. I choć podobne pytanie mógł sobie zadać każdy ze współwięźniów o. Kolbego, to obraz skupia się właśnie na jego postaci. Otrzymujemy konkretne odpowiedzi dotyczące sensu działań o. Maksymiliana widziane z perspektywy czasu, których bohaterowie tamtych wydarzeń nie mogli jeszcze ocenić.

Św. Maksymilian Maria Kolbe wyprowadzał swoich oprawców wyprowadzał z równowagi... swoim spokojem. Irytował współwięźniów nieustannym zaufaniem Bogu i wiarą w dobro. Doprowadzał do pasji po prostu tym, że żył. Dziś rozumiem to lepiej. Podczas rekolekcji z ks. Markiem Dziewieckim zapisałam sobie takie słowa:

"Wszyscy święci tak różni od siebie mają jedna wspólną cechę - pragną być podobnymi do Jezusa. Święty to ktoś, kim cieszą się ludzie szlachetni, przy kim się niepokoją ludzie błądzący, kogo chcą zabić ludzie podli. Tak było z Panem Jezusem, Janem Pawłem II, ks. Jerzym Popiełuszką". Tak było też ze św. Maksymilianem.

I jeszcze te: "Święty to ktoś, kto doprowadza diabła do rozpaczy. Pan Jezus dla dobrych był dobry, a dla złych był sprytny. Świętego można zabić, ale nie można go pokonać".

I św. Maksymilian podążając za naszym Panem Jezusem Chrystusem, jest tego przykładem.

Jako osoby wierzące nie powinniśmy zatrzymywać się wyłącznie na tym, co widzimy i odbieramy tu i teraz. Podejmując działania, warto wystrzegać się przywiązania do obserwowania owoców naszych wysiłków. Nie zawsze ten, kto sieje, jest tym, który zbiera. Oznacza to, że efekty naszej pracy nie muszą wracać do nas bezpośrednio. Może być tak, że trud jednej osoby przyniesie korzyść komuś innemu albo że konsekwencje naszych czynów odczują dopiero przyszłe pokolenia. Niekiedy zaś owoce mogą okazać się zupełnie inne od naszych wcześniejszych wyobrażeń. Ostatecznie jednak celem nadrzędnym jest zbawienie. I to w sposób bardzo wyraźny pokazują wydarzenia dni w bunkrze głodowym przedstawione na ekranie przez twórców filmu. Św. Maksymilian od początku swojej działalności sięgał wzrokiem dalej. Czasami dopiero projekcja filmu takiego, jak "Triumf serca", pozwoli to zauważyć - zauważyć więcej.

Bł. kard. Stefan Wyszyński powiedział, że to właśnie lektura Rycerza Niepokalanej „podtrzymywała nadzieję w chatach i więzieniach, które pokrywały całą Ojczyznę. Dobry Bóg stara się o to, aby na ciężkie doświadczenia naród miał swoich proroków, ukazujących zwycięstwo prawa miłości nad nienawiścią i bezprawiem”.

Na tym właśnie polega tytułowy triumf serca w odniesieniu do św. Maksymiliana.

Patrząc na tę historię w szerszej perspektywie, trudno nie dostrzec Bożej logiki czasu. W 1917 roku, gdy św. Maksymilian Maria Kolbe otrzymywał natchnienie, by założyć Milicję Niepokalanej, w Fatimie Matka Boża ukazywała się trójce pastuszków, wzywając do nawrócenia i modlitwy o pokój. Podczas I wojny światowej zapowiadała: „Wojna ma się ku końcowi, ale jeśli ludzie się nie nawrócą, inna jeszcze gorsza wojna wybuchnie”. To podczas objawień w Fatimie padły Jej słowa: „W końcu moje Niepokalane Serce zatriumfuje”. Film "Triumf serca" jest jak echo tej obietnicy – przypomina, że nawet w najtrudniejszych chwilach Bóg prowadzi historię człowieka w stronę dobra i miłości. Św. Maksymilian Maria Kolbe był Bożym narzędziem, by dokonał się taki triumf nawet w miejscu takim, jak Auschwitz. To potwierdzenie tajemnicy, że ostatecznie liczy się właśnie triumf serca. Choć początkowo tytuł filmu wydał mi się zbyt oczywisty, po obejrzeniu produkcji widzę jego głębszy sens. Producenci nie mogli wybrać lepszego tytułu.

Objęcie patronatem produkcji związanej z życiem św. Maksymiliana Marii Kolbe to dla mnie i mojego Męża (Historia w drodze) ogromny zaszczyt. Właśnie dziś, w przeddzień rocznicy męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana w stolicy naszego kraju ma miejsce przedpremiera filmu „Triumf Serca”. I nasze serca są tam obecne. Choć nie możemy być dziś w Warszawie osobiście, wspieramy Rafael Film i serdecznie gratulujemy podjęcia się dystrybucji tej wzruszającej historii polskiego męczennika w naszej Ojczyźnie. Jesteśmy dumni, że daleko za oceanem ktoś tak bardzo zainteresował się historią ojca Maksymiliana, że doczekała się ekranizacji. Gratulujemy zarówno panu Marcinowi Kwaśnemu, jak i pozostałym aktorom, którzy włożyli wiele sił i zaangażowania, aby jak najwierniej oddać emocje tamtych chwil. Wierzymy, że projekcja filmu to dopiero początek, a w efekcie przyniesie potrzebny triumf serc w naszej Ojczyźnie i na całym świecie.

Zachęcamy, aby odwiedzić stronę Rafael Film i sprawdzić, kiedy seanse filmu "Triumf serca" odbywają się w Twoim kinie. To niepowtarzalna okazja, by na wielkim ekranie zobaczyć produkcję - hołd dla wielkiego polskiego męczennika, który do dziś inspiruje nas do większej miłości.

Święty Maksymilianie, módl się za nami.

Królowo Pokoju, módl się za nami.

Auschwitz

Modlitwa do św. Maksymiliana, męczennika miłości

Św. Maksymilianie, w beznadziejności Auschwitz
wnosiłeś miłość do życia Twoich towarzyszy obozu,
rozsiewałeś ziarna nadziei pośród rozpaczy
i dawałeś światu świadectwo, że „Tylko miłość jest twórcza”.
Dopomóż mi stać się podobnym do Ciebie.
Spraw, aby wraz z Tobą, Maryją i Kościołem,
również moje życie głosiło, że „Tylko miłość jest twórcza”.
Spraw, abym głodnym, uciśnionym, bezdomnym,
opuszczonym i zrozpaczonym
umiał nieść niezwyciężoną siłę miłości Chrystusa,
który żyje i króluje na wieki wieków.
Amen.


Komentarze

instagram