Czym poruszyła mnie najnowsza książka Vittorio Messori "Światło i ciemność"



Takie książki naprawdę warto mieć w domu!

Ostatnia przesyłka od Wydawnictwa AA zaskoczyła mnie bogactwem ciekawych pozycji książkowych, z których każdą poleciłabym Ci z czystym sercem i sumieniem. Chciałoby się zamknąć na kilka dni i tylko czytać, czytać, czytać...

Ostatnio rozmawiałam z Mężem o tym, jak ważna jest lektura duchowa. I choć oboje wciąż coś czytamy, to ja bardziej skłaniam się ku lekturom czysto duchowym bądź psychologicznym, a mój Mąż tych związanych z historią czy ciekawostkami. Wszystkie z tych naszych wybranych lektur zwykle też powiązane są z wiarą. Często później opowiadamy sobie o tym, co przeczytaliśmy, dzielimy się swoimi wrażeniami.

Pozycją, która łączy w sobie zarówno aspekt duchowy, historyczny jak i zupełnie nieznanych ciekawostek, których odkrywanie nas fascynuje jest "Światło i ciemność" Vittorio Messori. Mąż przyznał, że tego typu lektura umacnia i formuje jego wiarę. Myślę, że mam podobnie.

Znajdziemy tu naprawdę cała masa ciekawych faktów, których czesto próżno szukać w łatwo dostępnych źródłach. Vittorio Messori to ceniony włoski katolicki publicysta, który w książce "Światło i ciemność" zebrał wiele interesujących artykułów, często poruszających kontrowersyjne tematy. Ja jednak kontrowersji dla samego wzbudzania kontrowersji nie lubię. Nie szukam też sensacji dla samej sensacji. Książka jednak przypadła mi do gustu. Bo czytając nie ma się wrażenia, że celem autora jest jedynie wzbudzenie taniej sensacji lub samo wskazanie kontrowersji, i radź sobie z tym człowieku. Czytanie rozpraw pana Messori to czasem tak, jakby klapki spadały Ci z oczu, jakbyś wraz z nim demaskował różnego rodzaju paradoksy, czy to społeczne, czy polityczne. Mój Mąż także nie może się od niej oderwać i podczytuje w każdej wolnej chwili.

Książka podzielona jest na trzy części:
  • Część 1. Wróćmy do przeszłości, aby pojąć przeszłość
  • Część 2. Notatki o poprawności politycznej
  • Część 3. Notatki dające powody do nadziei

W części pierwszej poznamy m.in. ciekawe fakty dotyczące historii Kościoła rewolucji francuskiej, pierwszej wojny światowej, antysemityzmu, i innych.
Część druga to zaskakujących kilka słów o feminizmie, globalnym ociepleniu, Bazylice w Barcelonie, imigracji... I innych.
W części trzeciej natomiast autor pisze o zakazie stawiania żłóbków, czy symboli świątecznych, o proroctwie (jeszcze) profesora Josepha Ratzingera, a także o zakonie kartuzów, i wiele innych.

I choć, tak jak wspominałam, historie często są kontrowersyjne, to jednak czytelnik nie jest pozostawieni bez światła i nadziei. Lektura tej książki dała mi wiele refleksji na temat tego, w jakim kierunku zmierza dzisiejszy świat, a także upewniła mnie, że istota rzeczy często różni się znacznie od naszego postrzegania jej. Z pewnością poszerza perspektywę i za to autorowi jestem wdzięczna!

Opowiem wam o historii, która niesamowicie mnie zaciekawiła i wzruszyła...

Od pewnego czasu moje serce szybciej bije na myśl o benedyktynach. Zaczęło się to chyba, gdy pierwszy raz udaliśmy się do opactwa na południu Holandii i wzięliśmy udział w nieszporach. Coś dotknęło mojej duszy. Śpiew po łacinie, surowość kościoła, plus - benedyktyni nie szczędzą kadzidła podczas modlitwy. Wróciłam tam potem jeszcze dwa razy. 

Opactwo benetyktynów w Limburgii

W międzyczasie odwiedziliśmy też Opactwo Benedyktynów w Tyńcu, a ja zaczęłam podczytywać myśli Ojców Kościoła. Zaglądam też ciągle na ich stronę w poszukiwaniu rekolekcji, a może raczej czasu na nie.

Opactwo benetyktynów w Tyńcu
Rozdział "Epopeja trapistów" poruszył więc czułe struny w moim sercu.


"Tym razem zamierzam opowiedzieć Niezwykłą historię. Tylko nieliczni ją znają, nawet specjaliści w historii Kościoła znają ją, jak sądzę, jedynie w zarysach, ale nie dokładny przebieg, a nade wszystko z tematem w ogóle nie są zaznajomieni scenarzyści i reżyserzy: wystarczyłoby to, co stało się pod koniec wieku XVIII i na początku XIX, przełożyć na obrazy i wyświetlać na małym lub dużym ekranie, bez potrzeby wymyślania fikcyjnych historyjek"

Zaciekawiłam Cię?

Przyznam, że z takim wstępem naprawdę nie mogłam się doczekać dalszego ciągu tej historii.

Autor zaprasza czytelnika, aby cofnąć się do wieku XVII, gdy młody francuski szlachcic, lekkoduch, nawraca się na chrześcijaństwo i postanawia wstąpić do normandzkiego opactwa benedyktyńskiego, które dotąd mało znane, zwane było La Trappe. Poznając regułę św. Benedykta możemy stwierdzić, że była ona już i tak dość surowa, dbająca jednak o umiar i unikanie przesady. Nasz nawrócony na chrześcijaństwo bohater, Armani Jean Le Bouthillier de Rance, zostaje opatem i chcąc pójść o krok dalej narzuca mnichom rygorystyczną reformę. Na czym polegała nowa surowa reguła? Odrzucono opiekę medyczną, zapewniany był bardzo skromny wikt - ograniczono się do zaledwie jednego posiłku złożonego jedynie z warzyw, pozbawionych nawet przypraw. Brak rekreacji, całkowite milczenie, bardzo skromne odzienie. Dziś nazwiemy ich trapistami. Surowa reguła zaczęła wzbudzać sprzeciw innych zakonów i Rzymu.


Zaskakujące więc może będzie, gdy zdradzę Ci, że zamiast odstraszać, zakon trapistów zaczął rozwijać się bujnie. Zarówno za życia reformatora, jak i po jego śmierci, styl życia trapistów przyciągał tak młodych, jak i dojrzałych mężczyzn, czy nawet osoby starsze. Znałam jednego kapłana w Holandii, który zwierzył mi się pewnego razu, że bardzo rozważał wstąpienie do trapistów. Dziś jego kierownikiem duchowym jest trapista z miasta położonego niedaleko od mojego miejsca zamieszkania

Wracając jednak do historii i tytułowej "Epopei trapistów", autor zwraca uwagę na fakt, że podczas gdy liczba benedyktynów w wieku XVIII spadała, trapiści wręcz przyciągali.

Wielkim sprawdzianem okazał się czas rewolucji francuskiej, gdy to dokonano kasaty wielu zakonów i zakazano składania ślubów zakonnych. W samym Paryżu zamordowano ponad 200 księży. Duchowni zmuszani byli do podpisania „Konstytucji cywilnej kleru” i przyznania się, że popierają Rząd rewolucyjny. Inaczej byli mordowani. Więcej o tym dowiesz się z filmów na kanale Apostolatu Najświętszego Serca.

Dezerterów w tym czasie znalazło się wielu. Szczególnie w zakonach męskich.

"Większość mniszek była nieugięta w swym nieodwołalnym wyborze, 
a niejednokrotnie wolała raczej oddać życie na szafocie niż złamać sluby".

Tymczasem wszyscy mnisi z opactwa odnowionego przez de Rance, stawiając się przed komisarzami jeden po drugim bez wahania odpowiedzą, że chcą wytrwać w swoim powołaniu i życiu monastycznym.

Warto wspomnieć, że tym, którzy zdecydowali się odejść państwo obiecywało (korzystając ze skonfiskowanych dóbr zakonnych) dożywotnią pensję.

W tym miejscu rozpoczyna się wędrówka trapistów, która jest, jak autor wspomniał, genialnym materiałem na film.


Opuszczenie przez mnichów granic Francji, osiedlenie się w Szwajcarii. Nawet podróżując przez miesiąc wozem z plandeką mnisi nie porzucili ani na chwile surowych przepisów reguły. A nawet po dotarciu na ziemię obraną na przyszłe opatcwo, podjęli jeszcze bardziej radykalne praktyki.

"Wszystko to dla przebłagania Boga za zbrodnie rewolucji"

I znów, spotykając się z licznymi oskarżeniami dotyczącymi obranych praktyk, przyciągali zamiast odstraszać. Okazało się, że, zaszła potrzeba stworzenia równoległej rodziny trapistek.

Licznie napływały kolejne siostry, a wkrótce również dzieci - sieroty po zgilotynowanych ofiarach rewolucji. Gdy na terenie Francji życie religijne zamierało, mnisi bezpłatnie kształcili i zapewniali opiekę sierotom oraz przyjmowali kolejnych nowicjuszów.

Szwajcaria jednak nie uchroniła się od ataku wojsk rewolucyjnych i znów podjęto działania, by braci usunąć. Kolejna ucieczka. Trzysta pięćdziesiąt cztery osoby ruszają za swoim o. Augustynem. Mężczyźni, niewiasty, dzieci przy śpiewie godzin liturgicznych, zachowując poza tym pełne milczenie zgodne z regułą, docierają do Wiednia znajdując pusty klasztor...

Na tym jednak się nie zakończyło. Niesamowicie trudny czas w historii trapistów, gdy to przenosząc się z miejsca na miejsce niestrudzenie trwali w surowej regule przyciągając wciąż kolejnych nowicjuszy.

Trapiści, kolejno wypędzani dotarli również na ziemię Białorusi, w inną część Austrii.

I tu zdanie, które wywołało u mnie ciarki na plecach i Łzy w oczach, nawet teraz, gdy czytam je powtórnie:

"Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że są zasiewem przyszłego życia monastycznego. Należało trwać"

Styl życia monastycznego wykształcał w mnichach i mniszkach niesamowicie gorliwą postawę niesienia Chrystusa w miejscu, w jakim aktualnie zostali postawieni. Również wtedy, gdy przebywając w czasie straszliwej rosyjskiej zimy, przy 35 stopniach poniżej zera odmarzały im kończyny, nie porzucili postu i wstrzemięźliwości, a wykopując ścieżkę w głębokim śniegu podążali z sercami sercami do mieszkańców głosząc dobrą nowinę.

Prześladowania trwały. Ile prób musieli znieść trapiści. Wygnanie, zakaz wjazdu do kolejnych krajów, osiedlenie się w namiotach, przyjęcie za dom łodzie na środku rzeki... To odpowiedź na słowa Jezusa:

Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.
Mt 10, 38-39

W wędrowną historię trapistów z Francji wpisał się nawet Gdańsk, by wreszcie mogli powrócić z wygnania do jednego ze swych klasztorów... zastając go zdewastowanym i zburzonym.

Znów zaczęli wszystko od początku, na ruinach, by tylko przez chwilę cieszyć się względnym spokojem. Zakaz noszenia habitów, rozesłanie mnichów z obietnicą powrotu, jak tylko będzie to możliwe...

Aby nareszcie powrócić do swojego La Trappe, gdzie wszystko się zaczęło.

Czy to koniec ich trudnej drogi? Bynajmniej.

A jednak dziś...

"Są nadal w tych mglistych normandzkich lasach, aby świadczyć o sile radykalnego powołania do modlitwy w ukryciu".

Czy Ty także miałeś ciarki na plecach na myśl o mnichach przedzierających się przez kolejne ziemię, podtrzymujących mimo wszelkich przeciwności swój monastycznym tryb życia, zachowując przy tym swoją surową regułę?

To tylko jedna z wielu historii, o których przeczytasz w tej książce. Poruszyła mnie do szpiku kości. Myślałam sobie o tym, jak dzisiejszy świat daje nam WSZYSTKO, dosłownie wszystko, a życie duchowe wcale nie pogłębia się, gdy mamy coraz więcej. Człowiek wewnętrznie tęskni za prostotą, za wymaganiami, za regułami. Bez nich ciężko jest trwać w jasno określonym celu. Wiele jest rozpraszaczy, cel rozmywa się. Potrzebujemy, by COŚ trzymało nas w ryzach.

Historia trapistów jest niezwykła. Dziękuję autorowi książki za to, że mogłam ją poznać. Teraz z jeszcze większym namaszczeniem i skupieniem udam się w jakieś miejsce, gdzie mnisi żyli, bądź nadal żyją i będę pamiętać o ich trudzie, aby być zasiewem przyszłego życia monastycznego.

Swoją drogą, ciekawy mechanizm ludzki, że sam wybiera surową regułę życia, gdy może mieć wszystko, czego dusza zapragnie. No właśnie, a może tu jest odpowiedź... Dopiero tam znajdzie człowiek to czego tak naprawdę pragnie jego dusza.

Może w pobliżu Twojego miejsca zamieszkania znajduje się opactwo trapistów?

Opactwo benedyktynów w Limburgii

Pomocne linki:

Książkę "Światło i ciemność" od Wydawnictwa AA kupisz tu

Opactwo Benedyktynów w Tyńcu znajdziesz tu

Rekolekcje u Benedyktynów w Tyńcu znajdziesz tu

Komentarze

instagram