Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno.


Ten tekst nosiłam w sobie już od kilku lat, jednak wiele doświadczeń po drodze sprawiło, że czuję jakąś gotowość do ubrania myśli w słowa. Zdarzyło się wiele rzeczy, zaszło wiele obserwacji, które otworzyły mi oczy na powody, dla których może być nam trudno wspierać innych ludzi w ich działaniach i życiowych decyzjach. Chodzi mi po głowie również szkodliwy wpływ, jaki nasze słowa, a czasem nawet milczenie, mogą mieć na drugiego człowieka i na jego poczucie własnej wartości. Słowami można zabić. A milczeniem? A zawoalowanym brakiem wsparcia?

Długo przychodziły mi do głowy pewne refleksje, aby być świadomym słów i czynów, jeśli chodzi o życie innych, a także nasze własne życie. Jak podchodzić do tych sytuacji z życzliwością, współczuciem i miłością? Jak zdać sobie sprawę, jak ogromne to może mieć znaczenie? Jak w tym wszystkim pamiętać, że Bóg nad wszystkim czuwa i dał człowiekowi wolną wolę, o co nam jest często tak trudno, by ją dać drugiemu?

Wiele z nas rozważa lub chce wprowadzać w swoim życiu różne zmiany, ale w takich chwilach czasem okazuje się, że najbliższe osoby nie są zbyt wspierające.

Jak wiele z nas ma w swoim życiu ludzi, którzy z całego serca nas wspierają i zachęcają do robienia tego, co naprawdę sprawia, że życie jest o wiele bardziej sensowne i mniej stresujące? Że rzeczywiście ma cel? Dla jak wielu ludzi to my jesteśmy takimi osobami?

Patrząc na swoje życie, na tyle ile je pamiętam, wiem, że miałam różne etapy, w których bliskie mi osoby, nawet te najbliższe nie wspierały moich decyzji. Czy dziś wciąż jest wiele osób, które tego nie robią i z którymi nie mogę być całkowicie otwarta i szczera? W moim najbliższym gronie nie ma takich osób.

Bo trochę się jednak pozmieniało. Warto tu zaznaczyć, że:
  • Jedno, to to, że odkąd żyję z Panem Bogiem nie podejmuję już ekstremalnie destrukcyjnych decyzji dla swojego życia i duszy;
  • Dwa, to to, że mam Męża, z którym pierwszym podejmuję każdą większą decyzję lub otwieram się z pomysłami na działania;
  • Regularnie korzystam z sakramentów.
Chciałam zwrócić uwagę na to, że jakość podejmowania decyzji w moim życiu więc się zmieniła.

Każdy z nas z pewnością doświadczył w swoim życiu co najmniej kilku trudnych momentów, w których trzeba było podjąć ważne życiowe decyzje. Już sam brak pewności, czy dokonujemy właściwych wyborów jest wystarczająco bolesny i trudny. Ale brak wsparcia ze strony najbliższych osób może sprawiać, że życie staje się o wiele trudniejszym do uniesienia ciężarem i staje się jeszcze bardziej skomplikowane.

Przeczytałam w jednym z artykułów, że:

„Kiedy nie zgadzamy się, nie wspieramy, a nawet wyśmiewamy decyzje życiowe, które chcą podejmować inni ludzie, zwłaszcza ci, których kochamy, tak naprawdę mówimy, że ich nie szanujemy”.

Wydaje się to dość dyskusyjne? Do mnie jakoś to przemawia, bo dalsza część artykułu mówiła o tym, że nie szanujemy ich na tyle, by wierzyć, że znają siebie na tyle dobrze, by dokonywać właściwych dla SIEBIE wyborów.

W pewnym sensie jest to właściwie danie do zrozumienia, że wiemy lepiej od nich. Chcę w tym miejscu nadmienić, że mam w zamyśle tylko osoby dorosłe, nie wiem zbyt wiele o praktyce wychowywania (własnych) dzieci.

W tym miejscu przypomina mi się przypowieść o synu marnotrawnym, ale do tego jeszcze wrócę.

Mamy z pewnością dobre intencje. Chcemy jak najlepiej dla naszych bliskich i chcemy chronić ich przed zranieniem lub „porażką”. Ale czy w takich momentach jedyną osobą, która ich krzywdzi, nie jesteśmy my sami? Nigdy nie możemy zakładać, że wiemy, co jest dla innych najlepsze, ponieważ nie znamy ich serc i doświadczeń wewnętrznych do końca. To wie tylko Bóg.

Czy możemy za kogoś przeżyć życie? Czy możemy na jego miejscu budzić się, otwierać powieki, podejmować pierwsze działania, chodzić do pracy i przyjmować to, co w tej pracy spotyka, czy możemy doświadczyć ich myśli i uczuć, przepracować ich traumy, zranienia czy inne doświadczenia? Zmagać się z wyzwaniami codzienności... Nigdy nie będziemy na niczyim miejscu. Nikt nie przeżyje naszego życia za nas, ani my nie przeżyjemy życia za nikogo innego.

Każdy z nas jest indywidualną jednostką, ze swoimi własnymi emocjami, myślami, przekonaniami, doświadczeniami, pasjami i pragnieniami. Każdy z nas przeszedł inną drogę do Boga, bądź na tej drodze jest. Nie jesteśmy w stanie do końca zrozumieć, co kryje się w drugim człowieku. Tak często sami nawet nie znamy i nie rozumiemy siebie i jesteśmy zaskoczeni własnymi reakcjami, jak możemy więc poznać do końca drugą osobę i z pewnością wiedzieć, co się w niej kryje?

O co więc tak się martwimy? Czego się boimy?

Czy nie dlatego sabotujemy lub krytykujemy czasem działania drugiego, bo sami nigdy nie zdecydowaliśmy się na jakiś konkretny krok? Czy to dlatego, że jest w nas samych coś, czego bardzo chcemy, a na co nie mamy odwagi, a ktoś inny ma? Może my sami byliśmy zbyt przestraszeni, aby dokonać zmian w swoim życiu, a może próbowaliśmy w przeszłości i nie wyszło tak, jak się spodziewaliśmy? Czy nie chcielibyśmy czasem wpłynąć na decyzję drugiego, aby postąpił dokładnie tak, jak my… i by skończył podobnie jak my żałując, że nie podjął tej odważniejszej decyzji, ze zgorzkniałym sercem przyglądając się wolności innych?

Zdarza się, że z różnych miejsc bombardują mnie dowody na to, że wiele osób nie żyje życiem, które naprawdę kocha. Że nie żyje wartościami, które rzeczywiście wyznaje. Nawet, że robi to, czego nie lubi lub znajduje się w miejscu, które irytuje i wyzwala niskie reakcje i zachowania. Być może wiele z nas popełnia ten błąd trwania w „bezpiecznym” miejscu, które nie przynosi nam spełnienia – niby czujemy się komfortowo tak trwając, a jednocześnie jak często pojawia się myśl o tym, że Bóg przygotował coś więcej. Myśl, aby zanurkować w nieznane? Może popełniamy błąd trwania w „bezpiecznym” miejscu, w którym wcale nie stajemy się najlepszą wersją siebie samych, a wręcz odwrotnie? Bo tak „wygodniej”, bo nie potrafimy się zdobyć na odwagę, aby ruszyć za życiem według własnych wartości…i dlatego jesteśmy tak krytyczni wobec drugich?

Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie,
godne podziwu są Twoje dzieła.
I dobrze znasz moją duszę,
nie tajna Ci moja istota,
kiedy w ukryciu powstawałem,
utkany w głębi ziemi.
Oczy Twoje widziały me czyny
i wszystkie są spisane w Twej księdze;
dni określone zostały,
chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał.
Ps 139, 14-16

Ile razy w konsekwencji wielu przemodlonych, wyczekanych dni, tygodni miesięcy odważamy się na jakieś działanie, a spotykamy się z bolesnym wyśmianiem lub czasem jeszcze bardziej bolesnym milczeniem? Może z uwagą, która została rzucona nie na miejscu. Wypowiedziana w sposób poważny lub żartobliwy… w każdym przypadku może mieć ten sam efekt. To słowo może zabić od środka.

Zabić marzenia, odwagę, entuzjazm.

Wiele mówi się o tym, jaką moc mają słowa. Tak, to prawda. Mówi o tym również Pismo Święte, 

Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta.
Łk 6, 45

Jednak czy zdajemy sobie sprawę, jaką krzywdę wyrządzamy bolesnym milczeniem lub unikaniem? To wszystko może mieć ogromny, decydujący, kluczowy wpływ na to, w jaki ktoś postrzega siebie samego.

Może mieć wpływ na zawsze.

Kiedy człowiek uwierzy, że jego pomysły i opinie, działania i rozwijający się entuzjazm, że to wszystko jest po prostu głupie lub nie ma wartości, może postrzegać siebie jako bezwartościowego.

Czy warto więc czynić czyjeś życie jeszcze bardziej skomplikowanym, niż już jest?

Czemu tak trudno jest nam dmuchać w czyjeś skrzydła? Bo nie będziemy mieć z tego korzyści? Bo jego pomysły są durne? Oczywiście według nas, a to już bardzo wysoka poprzeczka.

Nie znamy przeszłości każdego człowieka, nie wiemy z jakiego domu pochodzi, jaka jest jego historia. Jak wiele musiał zmagać się z tym, aby wykształcić w sobie przekonanie o własnej sprawczości w życiu, jak wiele czasu nad tym pracował i pokonywał samego siebie. Jak wiele go to kosztowało, aby nareszcie zacząć żyć. Ruszyć z miejsca.

Już z punktu widzenia takiej osoby wiem, że prawdopodobnie wiele decyzji może się wiązać z wewnętrznym konfliktem w środku, samokrytycyzmem i zamieszaniem.

I nie chodzi o to, aby z taką osobą obchodzić się jak z jajkiem. Zwyczajna życzliwość, wspieranie, konstruktywna krytyka, rozmowy, EMPATIA, chęć zrozumienia siebie nawzajem - to nie jest obchodzenie się jak z jajkiem. To normalne reakcje na drugiego człowieka. Jednak świat nam wpiera coś innego i ciężko nie wygrać z tą presją.

„Nie będę go zbytnio chwalił, bo woda sodowa mu uderzy do głowy”. A gdyby tak po prostu dmuchać w czyjeś skrzydła? Tak, jakbyś chciał, aby dmuchano w Twoje zamiast udawać, że nikogo nie potrzebujesz?

Dlatego przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was - ku chwale Boga.
Rz 15, 7

Jak poniżające i przygnębiające może być dla kogoś doświadczenie, że ukochana osoba nie wierzy w nią, nie szanuje jej ani jej nie ufa? Wiele niewspierających zachowań ma różnego rodzaju źródła. Często właśnie przez to nie decydujemy się na działania ze względu na obawę „co o tym pomyślą inni”.  Bo już nie raz doświadczyliśmy konsekwencji tego, co sobie pomyśleli.

Być może w dzieciństwie ktoś nie był osobą wspieraną przez rodziców. Być może jego potrzeby były spychane na dalszy plan. Może nigdy nie istniały. Być może została w nim ukształtowana postawa, że musi zasłużyć na uwagę i miłość. Czy na osoby z problemami nie ma miejsca wśród tych, którzy pragną rozwijać talenty, wśród twórców, nawet wśród osób osiągających sukcesy, czy… modlących się za nas i głoszących świadectwo o życiu z Jezusem?

Dla mnie na drodze takich refleksji odpowiedzią są Apostołowie. Gdy pomyślę o tym, że Jezus wybrał na swoich najbliższych uczniów rybaków, czy setnika, wierzę, że na mnie także patrzy z taką samą miłością i chce mojego szczęścia tak samo, jak tych wszystkich, którzy z Nim chodzili. Też chciał, aby szli i owoc przynosili. Widział w nich więcej, niż inni. Tak jak w Tobie i we mnie.

Nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>.
1 Sm 16, 7


A kiedy myślimy o szczęściu i tak najważniejsze jest życie wieczne, a nie sukcesy tu na ziemi. Nasz rozwój tu na ziemi może mówić innym o cudach Bożych w naszym życiu. Możemy wykorzystywać nasze talenty na chwałę Bożą! Tylko wtedy mają znaczenie. Zbudowana pewność siebie to może byc świadectwo działania Boga, który chciał Ciebie tutaj i ma dla Ciebie wielkie dzieła, nie chce żeby żył życiem byle jakim. Nawet jeśli inni mają taki byle jaki plan na Twoje życie.

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący!
Ap 3, 15

Szkoda byłoby stracić nadzieję na życie wieczne zachowując postawę setnika, który stawia się ponad innymi i patrzy na siebie jak na wiedzącego wszystko lepiej.

Każdy z nas jest inny. Każdy z nas jest cenny w oczach Boga.

Zamiast mówić komuś, co ma robić, albo mówic to wszystkim za jego plecami - ponieważ tak naprawdę nie wiemy, co jest dla niego najlepsze – może warto pozwolić mu znaleźć własną drogę powierzając go Wszechmogącemu Bogu, zamiast prowadzić go naszą własną, jedyną słuszną? I wspierać go obecnością, być w gotowości, aby wysłuchać i razem szukać rozwiązań?

Tak, mogą to być ostatecznie również złe decyzje. Ale czy przypowieść o synu marnotrawnym nie mówi nam, że każdy swoją lekcję odbierze sam?

Dobry Ojciec z przypowieści o synu marnotrawnym nie obraził się na syna, że chce odejść. Nie dręczył go, ponieważ miał na jego życie inny pomysł. Nie wyśmiewał go do wszystkich sąsiadów. I jeszcze mieszał w to Pana Boga.

No właśnie. A gdyby Ojciec wyśmiewał swojego syna do wszystkich bliskich i sąsiadów, czy byłby wiarygodny w tej opowieści wychodząc później do niego z otwartymi ramionami, urządzając mu ucztę? Z pewnością ta historia zakończyłaby się zupełnie inaczej, gdyby ojciec za plecami syna opowiadał wszystkim o jego słabych stronach i potknięciach. Czy ktoś spojrzałby na niego poważnie po powrocie syna? Pewnie mówiliby prędzej czy później: „Pfff… Zaraz znowu zostawi ojca i zawiedzie jego zaufanie”. Nikt by nie brał go na poważnie. Ośmieszając ludzi w oczach innych, gorszymy naszych rozmówców i nastawiamy negatywnie chcąc postawić siebie w lepszej pozycji.

Czy są więc złe decyzje? Z pewnością, jak pisze św. Paweł:
Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść.
1 Kor 6, 12

Gdy patrzymy na wszystko przez pryzmat wiary okaże się, że z każdej najgorszej i najtrudniejszej sytuacji Bóg wyprowadzi dobro.

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;
wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
1 Kor 13, 12

Czasem zmieniamy decyzje co do naszej życiowej drogi. Jednak nie trzeba od razu uznawać, że poprzednia była pomyłką i błędem. Usłyszałam od mojej pani psycholog-teolog, że dla Pana Boga nic nie zostaje w próżni, nic się nie marnuje w perspektywie wieczności. Rzeczy, których nauczyliśmy się w konkretnym czasie i doświadczenia, które stały się naszym udziałem, pomagają nam często po prostu dowiedzieć się więcej o sobie samym, a przede wszystkim w perspektywie czasu możemy zauważać wielkie cuda Boże względem nas i naszego życia.

Zastanów się, czy chciałbyś coś zmienić w swojej przeszłości, gdybyś wiedział, że nie będziesz właśnie w tym punkcie, tu i teraz?

W moim życiu doświadczyłam różnych trudnych sytuacji, w niektóre sama się wplątałam i źle na nich wyszłam (w tamtym momencie), ale wiem, że dzięki nim objawia się w moim życiu jeszcze większa chwała Boża. Sama swoimi siłami nigdy nie zmieniłabym swojego życia, gdybym się nie odbiła od dna.

Na niektóre sprawy z mojej przeszłości nie patrzę z dumą, wielu rzeczy nie chciałabym przeżyć ponownie, nie chciałabym zranić wielu osób, pewnie i po ludzku mogłabym powiedzieć, że nie chciałabym być aż tak ciężko doświadczona. Jednak ja nie mam patrzeć po ludzku, mam patrzeć po Bożemu. Na siebie samego i na drugiego. To wciąż praca, wielka codzienna praca.

Jeszcze nie opieraliście się aż do krwi, walcząc przeciw grzechowi.
Hbr 12, 4

Gdy patrzę na to, co było niesamowicie trudne, mogę być wdzięczna Bogu, że przemienił moje życie. Jestem szczęśliwa. Bo wiem, ze idę z Bogiem i to jest najważniejsze. Możesz mi towarzyszyć. 

Rozejrzyj się wokół siebie. Czyje działania i wysiłki dziś są dla Ciebie śmieszne, niewarte uwagi? Nie rozumiesz jej/jego? A ile razy ktoś z Twoich bliskich nie zrozumiał Ciebie? Gdzie brakuje Ci wsparcia, wiatru w żagle? Skąd chciałbyś go doświadczyć?

Każdy człowiek ma wartość w oczach Boga i nie wiesz, jaki plan ma On właśnie dla niego. Popatrz na siebie. Bóg stworzył Ciebie z ogromną miłością. Jesteś źrenicą Jego oka. Patrzy na Ciebie, jakbyś był jedynym stworzeniem na świecie. A ile razy jesteś zadziwiony, że Twoje życie potoczyło się właśnie tak, a nie inaczej? Czemu "zabraniasz" tego zadziwienia drugiemu człowiekowi?

A teraz pomyśl o tej drugiej osobie bliżej lub dalej od Ciebie, której nie rozumiesz, która Cię irytuje, śmieszy. Ona także jest źrenicą Jego oka. I ma dla niej swój wyjątkowy plan. I też chce ją zaskoczyć, bo....

Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.
1 Kor 2, 9

Bóg jest Miłością. Ty i ja możemy dawać namiastkę tej miłości i wparcia drugim już tutaj na ziemi.

Wiele łez mnie kosztowały te słowa. Nie dziś, ale przez ostatnie lata. I nie opowiadają one o nikim innym poza mną samą.


Komentarze

instagram